W Argentynie u osób mieszkających w pobliżu pól GMO lawinowo wzrosła liczba nowotworów Prof. Ewa Rembiałkowska – kierownik Zakładu Żywności Ekologicznej, Wydział Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW Rozmawia Agata Grabau Wprowadzenie genetycznie modyfikowanych upraw to dla naszego kraju szansa czy zagrożenie? – Żywność modyfikowana genetycznie jest Polsce niepotrzebna. Od wielu lat jesteśmy znani z produktów spożywczych dobrej jakości, to jedna z podstawowych gałęzi naszego eksportu. Wprawdzie dopłaty bezpośrednie dla rolników powodują, że co roku używa się coraz więcej środków chemicznych: nawozów syntetycznych i mineralnych oraz środków ochrony roślin, ale i tak stosuje się ich w Polsce znacznie mniej niż w innych krajach europejskich – niechlubnymi rekordzistami są tu Francja, Belgia i Holandia. Nasza żywność wciąż cieszy się bardzo dobrą opinią, a jej sprzedaż przynosi Polsce duże dochody. Stosowanie GMO może to tylko popsuć. Głównym importerem naszej żywności są dziś Niemcy, a konsumenci niemieccy mają rozwiniętą świadomość ekologiczną i nie chcą kupować żywności modyfikowanej. Niechętni GMO są też odbiorcy we Włoszech, we Francji i w Rosji – ta ostatnia nałożyła zresztą embargo na import żywności modyfikowanej. Gdyby na pola szeroką falą wdarły się u nas takie uprawy, ucierpiałby nasz wizerunek kraju produkującego wysokiej jakości żywność i najprawdopodobniej stracilibyśmy główne rynki jej eksportu. Zwolennicy GMO twierdzą, że „poprawionym” uprawom potrzeba mniej nawozów i środków ochrony roślin. – To wielkie kłamstwo propagandowe. Wystarczy przypomnieć modyfikowaną soję, której zresztą Europa nie uprawia, ale na szeroką skalę importuje, głównie z obu Ameryk. Produkujący ją koncern Monsanto sprzedaje jej nasiona w pakiecie razem ze środkiem chwastobójczym Roundup, na który nasiona soi są uodpornione. W rezultacie stosuje się go na polach nawet sześć razy więcej niż w innych uprawach! Pojawia się pytanie, co to oznacza dla konsumentów. Istnieje wiele badań wskazujących jasno, że glifosat, aktywny składnik roundupu, jest bardzo szkodliwy dla organizmów żywych. W Argentynie, gdzie uprawia się ogromne ilości modyfikowanej soi i masowo stosuje roundup, ludzie mieszkający w pobliżu pól uprawnych – w tym dzieci – chorują z powodu zaburzeń metabolizmu, mają alergie, wzrasta tam także lawinowo liczba nowotworów. Fakt, że w Unii Europejskiej nie uprawia się modyfikowanej soi, nie uwalnia nas od odpowiedzialności ani od skutków, skoro kupujemy ją i wprowadzamy do łańcucha żywieniowego. W Europie uprawia się przede wszystkim kukurydzę MON 810 i ziemniaka Amflora. – Ziemniak jest stosowany do celów przemysłowych, ale może łatwo się krzyżować z odmianami jadalnymi. Skupmy się jednak na kukurydzy. Nie jest ona wprawdzie odporna na środek chwastobójczy, ale ma wbudowany gen Bt, uzyskiwany z bakterii Bacillus thuringiensis. Tę bakterię stosuje się też w rolnictwie ekologicznym, ale jako oddzielny organizm, który po użyciu ulega rozkładowi w glebie. Natomiast gen Bt raz wbudowany w łańcuch genetyczny krąży w organizmach roślinnych i nie możemy już go wycofać ze środowiska. To zasadnicza różnica. W efekcie bardzo dużo toksyny produkowanej przez Bacillus thuringiensis zostaje w glebie. Kanadyjskie badania wykazały, że toksynę tę można znaleźć we krwi kobiet ciężarnych i urodzonych przez nie noworodków. Badania pod lupą Jaki wpływ na nasz organizm ma jedzenie genetycznie zmodyfikowanych roślin? – Kluczowe są tu badania na zwierzętach, przede wszystkim szczurach i myszach. Zwolennicy GMO zapewniają, że nie pokazują one negatywnych skutków zdrowotnych, jednak ani ja, ani wielu moich kolegów naukowców nie możemy się z tym zgodzić. Nawet polskie badania, które miały wykazać bezpieczeństwo takiej żywności, nie do końca się sprawdziły. Przykładem jest choćby wyhodowany przez polskich naukowców transgeniczny ogórek, który, przynajmniej na razie, w żadnym kraju nie wszedł do obrotu. Żywione nim myszy wykazywały niewielkie, ale widoczne zmiany metaboliczne w stosunku do grup kontrolnych. Więcej wykazały doświadczenia prowadzone przez Instytut Badań nad Żywnością w Wiedniu. U myszy karmionych kukurydzą modyfikowaną występowały w drugim pokoleniu wyraźne zmiany funkcjonowania narządów wewnętrznych, zwłaszcza nerek i wątroby, a także zaburzenia płodności. Badania te przez kilka miesięcy znajdowały się na stronie internetowej instytutu, miały dobre opinie. Potem nagle zostały zdjęte ze strony, a od naukowców zażądano ponownego przeprowadzenia wyliczeń. Badania skrytykowano, wręcz ośmieszono – a po nitce
Tagi:
Agata Grabau









