Starostwo warszawskie nie chce, by koreański dyrektor pracował w Polsce Sun Joo Lee, członek zarządu i dyrektor operacyjny warszawskiej spółki Daewoo-FSO, nie spodziewał się, że pewnego dnia zdrowa siła narodu w osobie starosty Powiatu Warszawskiego uniemożliwi mu dalszą pracę w Polsce. Emanacją tej siły stał się Henryk Dąbrowski, członek zarządu starostwa, sympatyzujący z ZChN, który oświadczył: „Jestem Polakiem” – i jako Polak i przedstawiciel starosty odmówił podpisania zezwolenia na dalsze zatrudnienie Koreańczyka. W koncernach motoryzacyjnych działających w Polsce pracuje wielu obcokrajowców, ale jeszcze nigdy nie zdarzył się wypadek, by któremuś z nich zakazano pracy. Czyżby starostwo warszawskie stosowało kryterium narodowościowo-rasowe w wydawaniu pozwoleń na pracę? Byłby to cenny wkład starostwa w budowę światowego rynku pracy, który z pewnością zostanie należycie doceniony przez Unię Europejską i zagranicznych inwestorów. Ja, jako Polak Sun Joo Lee jest jednym z najważniejszych menedżerów Daewoo w Polsce. Przyjechał na Żerań pięć lat temu, na początku działalności koreańskiej firmy w Polsce. Zajmuje się planowaniem strategicznym i przekształceniami w spółce, podlega tylko prezesowi, ściśle współpracuje z zarządem Daewoo w Korei. Dziś, gdy w całym koncernie Daewoo następuje restrukturyzacja, jego praca ma fundamentalne znaczenie dla warszawskiej spółki. Jako obcokrajowiec Sun Joo Lee posiada kartę czasowego pobytu w Polsce, a pracuje na mocy zezwolenia naszych władz, przedłużanego co roku. I niech nikt nie myśli, że ponieważ chodzi o kierownika wysokiej rangi, jest to zwykłą formalnością. Przepisy dotyczące zatrudniania cudzoziemców (dwie ustawy, kilka rozporządzeń i zarządzeń), wydane po to, by napływ obcokrajowców nie zwiększał grona naszych obywateli bez pracy, wprawdzie nie zapobiegają wzrostowi bezrobocia, ale sprawiają, że zatrudnienie cudzoziemca to prawdziwa droga przez mękę. W związku z tym omija je każdy, kto tylko może, co wszelako trudno uczynić w przypadku ważnego dyrektora znaczącej firmy. I tak, Daewoo-FSO, chcąc uzyskać przedłużenie zatrudnienia dla Sun Joo Lee, musi co roku przedkładać kilkudziesięciostronicowy pakiet dokumentów. Do Urzędu Pracy trzeba więc dostarczyć: wniosek o przedłużenie zezwolenia; zaświadczenie o znajomości języka polskiego w stopniu co najmniej podstawowym; aktualny odpis rejestru handlowego spółki; pełnomocnictwo dla dyrektora personalnego spółki potwierdzające, że ma on prawo podpisywania umów o pracę; akt notarialny spółki; jej numer REGON; zaświadczenia o wykształceniu Sun Joo Lee; kopię jego paszportu; kartę czasowego pobytu w Polsce; wcześniejszą decyzję o przedłużeniu zezwolenia na jego pracę; poświadczenie zameldowania; zaświadczenia, iż spółka nie zalega z ZUS-em i podatkami; ekspertyzę Powiatowego Urzędu Pracy, że na rynku pracy nie ma polskiego kandydata o analogicznych kwalifikacjach. Przez kolejne lata nie było żadnych problemów z przedłużeniem zezwolenia dla Sun Joo Lee i wszystkich innych zagranicznych pracowników Daewoo-FSO. Tym razem ważność zezwolenia minęła (z dniem 25 lutego), a decyzji nie było. Po kilkakrotnych monitach telefonicznych, do starostwa wybrała się wreszcie Ewa Czajka, dyrektor ds. zasobów ludzkich spółki, by usłyszeć od Henryka Dąbrowskiego, członka zarządu starostwa, że zezwolenia nie będzie. Gdy zapytała o powody, usłyszała: „Jestem Polakiem”, po czym Henryk Dąbrowski oświadczył, że nie musi niczego uzasadniać, a jeśli Koreańczyk chce, to może pracować dla firmy społecznie. – Rozmowa była krótka i burzliwa. Powołałam się na prawo międzynarodowe i zobowiązania Polski, stwierdziłam, że to dyskryminacja. Bez skutku. – mówi Ewa Czajka. Tabuny chętnych W połowie marca spółka dostała wreszcie odmowę na piśmie. Jak napisał Henryk Dąbrowski, subiektywne poczucie pracodawcy o niezbędności danego cudzoziemca dla firmy nie może być jedynym uzasadnieniem dla wydania zgody na jego zatrudnienie. Tymczasem zaś jedyną przesłanką dla wydania zgody na pracę dla Sun Joo Lee jest to, że typuje go zarząd koreańskiego koncernu. A to za mało, zwłaszcza, że: „na warszawskim rynku pracy bez trudności można znaleźć osoby odpowiednie do pełnienia funkcji dyrektora operacyjnego”. Rzeczywiście, jak wiadomo, po stolicy przewalają się tabuny bezrobotnych po wyższych studiach, biegle władających angielskim i koreańskim, mających kierowniczą praktykę i doświadczenie w branży motoryzacyjnej. Wybierać, przebierać! Daewoo-FSO mogła się zresztą o tym przekonać, bo, zgodnie z polskim prawem, publicznie ogłosiła ofertę pracy dla potencjalnego dyrektora w urzędzie pracy. Oczywiście, nikt się nie zgłosił, a Powiatowy Urząd Pracy bez żadnych zastrzeżeń
Tagi:
Andrzej Leszyk









