Do czterech razy sztuka

Olimpiada Ekologiczna zachęca do myślenia o środowisku i uczy, jak je chronić bądź chociażby nie niszczyć Rozmowa z Grzegorzem Okołowem, zwycięzcąV Olimpiady Ekologicznej – Pamięta pan pytania, które sprawiły panu największą trudność? – Minęło już dziesięć lat i emocje związane z finałem w Ameliówce pod Kielcami wyblakły w mojej pamięci. Ale wiem, że kłopoty sprawiały mi pytania w teście pisemnym, które dotyczyły nie tzw. prawdziwej przyrody, ale danych statystycznych. Myślałem nawet, że przez te liczby znowu nie będę zwycięzcą. – Czyli startował pan także wcześniej w Olimpiadzie Ekologicznej? – Można powiedzieć, że w Ameliówce byłem już weteranem. Pierwszy raz uczestniczyłem w drugiej edycji Olimpiady, czyli – można powiedzieć – prawie na samym począt- ku uczniowskich zmagań o ekologiczne laury. Zacząłem w klasie drugiej Technikum Leśnego w Białowieży i przez kolejne lata dalej próbowałem. – Z jakim szczęściem? – Należałoby chyba powiedzieć, że stopniowo szedłem do góry. Za pierwszym razem byłem, co prawda, w czołówce eliminacji wojewódzkich, ale finały – pamiętam, odbywały się w Żorach, niedaleko Katowic – przegrałem sromotnie. Nawet zastanawiałem się, czy warto startować w kolejnych edycjach. Za drugim razem sam zrezygnowałem z udziału w finale… – Dlaczego? – Akurat w tym samym czasie mogłem wyjechać

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 23/2000

Kategorie: Ekologia