Mariusz Gzyl,
dziennikarz motoryzacyjny
Dopłaty do samochodów elektrycznych nie mają większego sensu ze względu na to, że z gruntu jest to program raczej dla ludzi, którzy jak na polskie warunki mają sporo pieniędzy. Rząd tymczasem powinien się skupić na tych kilkunastu milionach obywateli, którzy mieszkają na terenach gmin wykluczonych komunikacyjnie, czyli bez jakichkolwiek szans na normalne życie i dojazdy do pracy bez własnego auta. Mieszkańcy Polski B czy C radzą sobie, kupując najtańsze auta za 2-3 tys. zł lub nawet mniej. Rozwiązaniem byłoby więc zaoferowanie w ramach programu rządowego leasingu socjalnego, który objąłby najmniej zamożne grupy ludzi. Na przykład we Francji rokrocznie do rozdysponowania jest 50 tys. pojazdów elektrycznych dla osób, których roczny dochód nie przekracza 15,4 tys. euro. Koszt leasingu w zależności od klasy pojazdu waha się od 90 do maksymalnie 150 euro.
Dr Dariusz Kowalski,
prawnik, USWPS
Z punktu widzenia prawników i ekonomistów jest kilka istotnych aspektów takich dopłat. Nie możemy zapominać, że mamy konstytucyjnie określony ustrój gospodarczy, którym jest społeczna gospodarka rynkowa, podkreślam: rynkowa. Dopłaty takie bez wątpienia wpływają na mechanizmy rynkowe, mogą zatem być wprowadzane jedynie w uzasadnionej społecznie sytuacji. Takim uzasadnieniem może być ochrona zdrowia Polaków czy dbanie o środowisko, jednak wprowadzenie dopłat, o których mówimy, powinno być poprzedzone dokładnymi analizami ich wpływu na te obszary. Ponadto takie dopłaty mogą być narzędziem polityki społecznej poprzez wspieranie np. dużych rodzin. Reasumując, dopłaty mogą być zasadne, ale pod warunkiem właściwego zbadania i wyważenia ich zalet oraz ryzyka, jakim jest np. wpływanie na mechanizmy rynkowe.
Łukasz Bigo,
redaktor naczelny portalu Elektrowóz
Jako redakcja nie jesteśmy zwolennikami wydawania publicznych pieniędzy na potrzeby, które nie są kluczowe lub strategiczne z punktu widzenia jak największych grup społecznych. Wiemy, że środki z KPO dałoby się zagospodarować lepiej. Optymalizację programu dopłat sugerowała nam nawet Unia Europejska. Ale z pragmatycznego punktu widzenia jesteśmy „za”. Proszę się zastanowić: czy wychodząc na ulicę, wolelibyśmy czuć zapach zieleni czy spalin? Czy w korku wolimy jechać za nowoczesnym autem albo elektrykiem, czy za kopciuchem plującym duszącym dymem? Czy w mieście nie byłoby przyjemniej, gdyby znikł nieustanny hałas silników? Koniec z męczącym tłem, zamiast niego dostalibyśmy szum opon i wiatru w gałęziach. Każdy nowy samochód elektryczny na drodze to czystsze powietrze, mniej hałasu, więcej zdrowia. Chyba warto o to powalczyć.









