Czy zioła szkodzą?

Czy zioła szkodzą?

FDA: Zwolennicy leczniczych roślin na próżno wydają pieniądze Alternatywna medycyna przeżywa niebywały rozkwit. Obywatele USA wydali w ub.r. 700 mln dolarów tylko na napoje z dziurawca, jeżówki, miłorzębu i innych jakoby leczniczych roślin. Federalny Urząd Kontroli Żywności i Lekarstw (FDA) bije na alarm. Według ekspertów FDA, nie ma dowodów, że te zioła rzeczywiście pomagają, natomiast mogą spowodować zaburzenia pracy organizmu. Zresztą pożywienie z miłorzębem czy jeżówką jest sztuczne i wcale w naturze nie występuje. Zwolennicy zdrowej żywności powinni, zdaniem FDA, sięgać raczej po pomidory, brokuły, szparagi i jabłka. Jeżówka nie działa Testy kliniczne nie wykazały bowiem żadnych leczniczych właściwości jeżówki, bardziej znanej jako echinacea, podobno wzmacniającej układ odpornościowy organizmu, będącej przebojem światowej homeopatii. Istnieją dowody, że tabletki poprawiające pamięć z liści miłorzębu (Gingko biloba) niekiedy powodują krwawienia, a w rzadkich przypadkach udar mózgu. FDA zażądała już wycofania z rynku kilku szczególnie popularnych ziołowych preparatów. Dziurawcowa gorączka Na cenzurowanym znalazł się także dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum L.), żółto kwitnąca wieloletnia roślina zielna, pospolicie występująca na obu półkulach, zwana także świętojańskim zielem. W XVI w. lekarz i alchemik Paracelsus nazywał ją balsamem dla nerwów. Już starożytni Grecy stosowali dziurawiec w leczeniu dolegliwości układu pokarmowego i wątroby, histerii i otyłości. Kiedy w 1998 r. w Bułgarii rozeszła się wieść, że wyciąg z tej rośliny jest jednym ze składników słynnej tabletki na potencję – viagry, w kraju wybuchła prawdziwa „gorączka dziurawcowa”. Nowa kariera tej rośliny rozpoczęła się wcześniej, w 1984 r., kiedy rząd niemiecki po seriach długich testów zezwolił na sprzedawanie w aptekach preparatów z dziurawca jako łagodnych, naturalnych leków antydepresyjnych. Ogłoszono, że dziurawiec przypuszczalnie zwiększa u chorych poziom serotoniny – neuroprzekaźnika mózgu, wpływającego na samopoczucie. Sprzedaż gwałtownie wzrosła. W Niemczech kupowano więcej środków przeciw depresji ze świętojańskiego ziela niż słynnego syntetycznego prozaku. Amerykanie wydawali na lekarstwa z dziurawca 310 mln dolarów rocznie. Nadzwyczajne ziele miało przyczynić się do zwycięstwa nad tą „chorobą czarnego smutku”. Problem jest bardzo poważny. Nieskuteczne leki Dziurawiec prawdopodobnie nie pokona depresji. Pierwsze otrzeźwienie przyszło w 2000 r., gdy amerykańscy eksperci wykazali, że zakłóca on działanie innych specyfików, leczących choroby serca, astmę, AIDS oraz tabletek antykoncepcyjnych i cyklosporyny, przyjmowanej przez chorych po przeszczepach. Sprzedaż dziurawcowych preparatów w USA spadła nieco, chociaż również obecnie środki antydepresyjne z dziurawca przyjmuje regularnie półtora miliona Amerykanów. Dr Richard Shelton z Vanderbilt University uważa jednak, że takie osoby na próżno wydają pieniądze. Shelton przeprowadził niedawno rozległe badania, dotyczące antydepresyjnych właściwości dziurawca. Miał do dyspozycji nieograniczone środki finansowe dzięki subwencjom koncernu farmaceutycznego Pfizer. Firma ta nie może być posądzona o stronniczość, gdyż produkuje zarówno syntetyczne, jak i ziołowe lekarstwa przeciw depresji. W testach, trwających osiem tygodni, wzięło udział 200 pacjentów, z których dwie trzecie stanowiły kobiety powyżej 40 roku życia. Niektóre cierpiały na tak ostrą depresję, że nie były w stanie wstać z łóżka lub zająć się dziećmi. Połowa pacjentów otrzymywała placebo (ma tylko skutek psychologiczny), połowa – preparaty z dziurawca. W ostatniej grupie wprawdzie nieco więcej chorych poczuło się lepiej (27%; w grupie placebo – 19%), ale jest to różnica w granicach błędu statystycznego. Wśród pacjentów leczonych lekami syntetycznymi poprawy stanu zdrowia doznały aż dwie trzecie osób. Jak pisze „Time”, dr Shelton stał się bohaterem Amerykanów cierpiących na depresję, którym reklamowany dziurawiec wcale nie pomaga. „Chorzy powinni odrzucić zioła i sięgnąć leki syntetyczne, których ok. 20 dostępnych jest na receptę”, radzi lekarz. Pod koniec roku będą ogłoszone w USA wyniki dalszych badań, które wyjaśnią wątpliwości. Napoleon otruty? Francuscy naukowcy przedstawili nowe dowody na rzecz hipotezy, zgodnie z którą Napoleon Bonaparte został otruty. „Analizy włosów cesarza wykazały dużą zawartość arszeniku”, oświadczył toksykolog Pascal Kintz. Normalna zawartość arszeniku w ludzkich włosach wynosi jeden nanogram. We włosie Bonapartego wykryto jednak 38 nanogramów tej trucizny! Według oficjalnej wersji, przyczyną zgonu Bonapartego, który zmarł w 1821

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Nauka