Włochy, które do tej pory zajmowały ostatnie miejsce pod względem oddawania organów do przeszczepów, są na drugim miejscu w Europie Pietro Terminiello, 49-letni murarz z Sorrento, stojąc na wąskim, płaskim dachu szpitalnej klatki schodowej, przez trzy długie kwadranse balansował między życiem a śmiercią. Na chodniku pod szpitalem przybywało gapiów. Po 10 minutach pojawili się karabinierzy i policjanci. Mężczyzna krzyknął, że nie chce widzieć mundurowych – więc pośpiesznie zaczęli ściągać mundury. Przyjechali też strażacy z pobliskiego Piano di Sorrento, ale nie mieli ze sobą dmuchanych poduszek, które w podobnych sytuacjach mogą uratować życie. – Nie mamy ich na wyposażeniu – wyznali. Stojący na balkonie usytuowanego naprzeciw budynku mężczyzna wychylił się i zadzierając głowę do góry, zaczął rozmawiać z desperatem, zrobił nawet zdjęcie. – Brawo. Zrób je teraz, gdy jeszcze jestem żywy – powiedział Pietro. Potem krzyknął do dwóch chłopców na motorze: – Uciekajcie stąd, nie widzicie, że chcę się zabić?! Ale jeszcze usiadł na kilka minut. Nagle wstał, wychylił się do tyłu, żeby nabrać rozpędu, i skoczył. Umarł godzinę później na sali reanimacyjnej. Po jego samobójczej śmierci prof. Davide D’Amico, dyrektor oddziału transplantacji uniwersytetu w Padwie, stwierdził, że nie ma pojęcia, jak mogło dojść do tragedii. Pietro został wpisany na listę oczekujących na przeszczep wątroby we wrześniu ubiegłego roku. Ponieważ jego stan się pogorszył, awansował na piąte miejsce wśród oczekujących, co oznacza, że byłby operowany w ciągu trzech miesięcy. – Mógł spokojnie czekać, gdyby jego stan zdrowia był gorszy, zgodnie z zasadą zielonego światła, pierwszy będący do dyspozycji organ we Włoszech zostałby przeznaczony właśnie dla niego, ale nie było takiej potrzeby – powiedział Claudio Rago, dyrektor Regionalnego Centrum Przeszczepów w Padwie. Według niego Pietro najprawdopodobniej wpadł w depresję, tylko tak można wytłumaczyć jego samobójstwo. Lucia Morvillo, żona Pietra, stanowczo zaprzeczyła: – Nie cierpiał na depresję. Chciał żyć. Codziennie ponaglał mnie, abym przyspieszyła operację. Chciał wrócić jak najszybciej do domu, do dzieci. Leżał w szpitalu w Sorrento, bo czuł się bardzo źle, mieliśmy pojechać do Padwy na kolejne badania dopiero za sześć tygodni. – Czy powiedziano wam, że za trzy miesiące miał być operowany? – Nie. Nikt z nami nigdy nie rozmawiał. Szkoda… Pietro był jednym z 1,5 tys. pacjentów czekających na przeszczep wątroby. Jego samobójstwo otworzyło dyskusję na temat list oczekujących na przeszczep. O ile bowiem rodziny dawców zostały objęte opieką, o tyle brakuje jej pacjentom czekającym na implantację. – Sytuacja tych ludzi – także z psychologicznego punktu widzenia – nie jest łatwa. Praktycznie czekają oni na śmierć, która może im przedłużyć życie – mówiła Iolanda Marra w Brusciano podczas IX Narodowego Dnia Dawstwa Organów. Samobójstwo Pietra bardzo ją poruszyło. Ona miała więcej szczęścia. 33 lata temu przeszczepiono jej nerkę. Prof. Aldo Confortini, chirurg prowadzący operację, przestrzegł ją przed ciążą. Tymczasem urodziła czwórkę dzieci. Jest najdłużej żyjącą osobą we Włoszech z przeszczepioną nerką. Carmela i Genaro z Salerno pobrali się dwa lata temu, ubiegłego roku urodził im się syn. Cała trójka ma się doskonale. Kilka lat przed ślubem obydwoje przeszli przeszczep nerki. Dziś są wolontariuszami, aktywnie uczestniczą w kampanii popularyzującej oddawanie organów pod hasłem: „Podaruj organy – podaruj życie”. Silvio Colagrande od blisko półwiecza żyje z przeszczepioną rogówką. Kiedy prof. Galeazzi poddał go operacji, we Włoszech nie istniało jeszcze prawo regulujące pobieranie organów w celu ich terapeutycznego przeszczepu osobie chorej. Wprowadzono je kilka tygodni po zabiegu. Historia Silvia jest jedyna w swoim rodzaju również dlatego, że został on wybrany osobiście przez dawcę. Silvio Colagrande po raz pierwszy spotkał ks. Carla Gnocchiego w Inverigo, w centrum Santa Maria della Rotonda, tym samym, któremu dziś dyrektoruje. Trafił tam w 1954 r. jako mały, niedowidzący chłopiec. Dwa lata wcześniej uszkodził sobie oczy wapnem. Dr Cesare Galeazzi nie miał wątpliwości – to prawda, że po dwóch latach zupełnej ślepoty chłopiec zaczął rozróżniać kontury, ale nie ma nadziei na dalszą poprawę. Konieczny jest przeszczep rogówki. Niestety, włoskie prawo nie zezwalało na taki rodzaj
Tagi:
Małgorzata Brączyk









