Badania kliniczne bioczujnika rozpoczną się pod koniec roku Dr hab. inż. Robert Bogdanowicz – profesor w Katedrze Metrologii i Optoelektroniki na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej, kierownik laboratorium i członek rady działającej w Centrum Zaawansowanych Technologii „Pomorze”, które powstało w ramach Programu Operacyjnego „Innowacyjna Gospodarka”. Jesienią zeszłego roku pojawiły się doniesienia, że polsko-amerykański zespół naukowców pod pana kierunkiem stworzył diamentowy bioczujnik, który w ślinie pacjenta wykryje patogeny wywołujące grypę. Jak długo trwały prace nad tym urządzeniem? – Pracowaliśmy nad tym projektem przez ostatnie dwa lata. Ukończyliśmy go na wiosnę 2017 r. Potem zaczęło się raportowanie, patentowanie, a uczelnia zajęła się promocją. Badania prowadziliśmy równolegle z zespołem dr. inż. Dawida Nidzworskiego z firmy SensDx. Z tą różnicą, że oni w bioczujniku Flu Sens zastosowali złoto, a my diament. Jesteśmy ze sobą w ścisłym kontakcie. Firma SensDx, którą założył Dawid Nidzworski, modyfikuje wytwarzane w naszym laboratorium powierzchnie diamentowe, żeby reagowały na wirus grypy, który my potem możemy elektrycznie wykrywać. Jaki udział w wynalazku mieli Amerykanie? – W 2015 r. otrzymałem stypendium Fulbrighta w California Institute of Technology w grupie prof. Williama Goddarda. Pracowałem tam nad hybrydowymi 3D strukturami diamentowymi. Amerykanie wsparli nas doświadczeniem i obliczeniami, które pomogły potwierdzić wysoką precyzyjność diamentowego sensora wykrywającego wirusy. Jak będzie wyglądać i działać ten czujnik? – Czujnik z całą elektroniką będzie miał wielkość glukometru. Na wymienną, jednorazową końcówkę wystarczy nanieść próbkę śliny czy wydzieliny z nosa i poczekać chwilę na wynik. Na tej płytce – podłożu z diamentu – osadzony jest łącznik chemiczny, który umożliwia dołączenie przeciwciał. Przeciwciała wychwytują białka, które powtarzają się we wszystkich szczepach grypy. Jeśli pojedyncze białko natrafi na przeciwciało, zmieniają się parametry elektryczne i sensor pokazuje, że pojawiła się infekcja. Jeśli sygnał tła jest niski, wirusa nie ma. Bioczujnik może wykryć wirusa nawet we wczesnym stadium choroby. Wyobraźmy sobie, że w przychodni w sezonie grypowym jeszcze przed wejściem pielęgniarka robi pacjentowi test za pomocą czujnika i od razu izoluje osobę zarażoną, chroniąc w ten sposób innych. Kilka lat temu głośna była w Trójmieście sprawa pojawienia się wirusa grypy na jednym z dziecięcych oddziałów onkologicznych. Ordynator tego oddziału natychmiast zdecydowała o przeniesieniu dzieci chorych onkologicznie do innej placówki. Spotkało się to z ostrą krytyką, a szpital zapłacił kary finansowe. Powód – nie było wystarczająco pewnego dowodu na to, że na oddziale rzeczywiście był wirus grypy. W takiej sytuacji natychmiastowy wynik z bioczujnika rozwiałby wątpliwości i ułatwił pracę lekarzom. To precyzyjniejsza i szybsza alternatywa niż dostępne obecnie testy na grypę, na których wyniki trzeba czekać kilka dni. Jaki będzie koszt bioczujnika? Według informacji medialnych koszt urządzenia Flu Sens ma wynieść ok. 100 zł, a jednorazowej elektrody do badania – 10-20 zł. – Będziemy celowali w podobną cenę. To nie są wielkie pieniądze. Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę fakt, że urządzenie kupujemy tylko raz, a po każdym badaniu musimy wymieniać jedynie końcówkę, pasek sensoryczny. A przecież na grypę chorujemy przeciętnie raz, dwa razy w roku. Czy urządzenie przeszło już badania kliniczne? Dawid Nidzworski w rozmowie z PRZEGLĄDEM w maju 2016 r. mówił, że na pierwszy etap badań bioczujnika Flu Sens potrzeba 2-3 mln zł, ponieważ próba musi być przeprowadzona na co najmniej 10 tys. osób. – Badania kliniczne naszego diamentowego bioczujnika rozpoczną się pod koniec roku. Będą prowadzone wspólnie z firmą SensDx. Przy testowaniu urządzeń obowiązują inne procedury niż wymagane w przypadku wprowadzania na rynek nowego leku. Bioczujnik jest sprawdzany głównie pod kątem precyzyjnej diagnozy. Wiem, że grupa docelowa została już zweryfikowana i trwają intensywne przygotowania. Certyfikacją zajmuje się firma SensDx. Otrzymanie odpowiedniego certyfikatu jest warunkiem wejścia urządzenia na rynek. Myślę, że nastąpi to najpóźniej na przełomie lat 2019/2020. Dlaczego diament, a nie złoto? – Z punktu widzenia pacjenta to, czy w bioczujniku będzie zastosowane złoto, czy diament, nie ma żadnego znaczenia. Ważne, by był precyzyjny. W 2007 r. pierwsze badania nad diamentem jako materiałem elektrochemicznym prowadzili Szwajcarzy w Lozannie. Potem eksperymenty









