Dla jednych fundamentalista, dla drugich bohater
Premierem Turcji już po raz trzeci będzie Recep Tayyip Erdogan. Mimo licznych sukcesów gospodarczych jego przeciwnicy obawiają się islamizacji kraju W ubiegłym tygodniu poznaliśmy wyniki wyborów parlamentarnych w Turcji. Po raz trzeci z rzędu wygrała proislamska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), a urząd premiera będzie sprawował ten sam człowiek – Recep Tayyip Erdogan, który przyczynił się do gospodarczego renesansu kraju. Mimo licznych sukcesów Erdogana jego przeciwnicy obawiają się islamizacji Turcji. Każdy może być zadowolony Podczas kampanii wyborczej przedstawiciele AKP nie ukrywali, że ich celem w kolejnej kadencji będzie nowa konstytucja. Przewodniczący partii, obecny i przyszły premier, nie krył, że należałoby wprowadzić system prezydencki na wzór francuski; jednak aby tego dokonać, trzeba zmienić ustawę zasadniczą. Opozycja obawiała się, że jeżeli wszystko pójdzie po myśli AKP, autokratyczne zapędy Erdogana – jak to określają jego przeciwnicy – mogą się stać rzeczywistością. Po ostatnich wyborach w Turcji każdy może się czuć wygrany – zarówno opozycyjna centrolewicowa Partia Ludowo-Republikańska (CHP) Kemala KIlIçdaroglu, która w pewnym sensie odniosła sukces, zdobywając o 5% głosów więcej niż w poprzednich wyborach, jak i ultranacjonaliści z Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP), którzy co prawda zdobyli 54 mandaty (o 16 mniej), ale w świetle skandali seksualnych, w jakie zamieszani byli ostatnio jej liderzy, to i tak dobrze. Dumni z siebie mogą być też prokurdyjscy kandydaci z Partii Pokoju i Demokracji (BDP), którzy uzyskali 35 miejsc w parlamencie (o 15 więcej niż w 2007 r.). Największy kredyt zaufania od społeczeństwa uzyskała jednak ponownie AKP, lecz nie jest on na tyle duży, by samodzielnie mogła zmieniać konstytucję. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju zdobyła bowiem 49,9% głosów i będzie miała 326 miejsc w 550-osobowym parlamencie. To o cztery mandaty mniej, niż potrzeba, by bez pomocy opozycji rozpisać referendum w sprawie zmiany ustawy zasadniczej, i znacznie mniej niż wymarzone 367 miejsc dające możliwość jej zmienienia bez referendum. „Obywatele przekazali nam, abyśmy stworzyli nową konstytucję poprzez porozumienie i negocjacje. Będziemy dyskutowali nad nią z partiami opozycyjnymi i z każdym, kto ma coś do powiedzenia”, powiedział Erdogan zaraz po ogłoszeniu częściowych wyników wyborów. Zresztą obecna ustawa zasadnicza została uchwalona po przewrocie wojskowym w 1980 r. i zapewne należy ją zmienić, by sprecyzować w końcu rolę wojska. We wrześniu ub.r. odbyło się referendum, w którym Turcy opowiedzieli się za reformami konstytucji mającymi na celu zmniejszenie uprawnień sądów wyższych oraz ograniczenie wpływów armii. Było to ważne dla rządów Erdogana, który od początku nie cieszy się poparciem wojskowych, stojących od dziesięcioleci na straży świeckości państwa. Jednak z armią w Turcji nie wolno żartować – jest szósta na świecie pod względem wielkości i druga w NATO, liczy ponad 800 tys. zawodowych żołnierzy. Po II wojnie światowej kilka razy dokonywała zamachu stanu, obalając kolejne rządy, które zagrażały laickości kraju. Ostatnia interwencja, w 1997 r., była najłagodniejsza – wojsko tylko „namówiło” wtedy fundamentalistycznego premiera Necmettina Erbakana do ustąpienia. Mimo że Turcy w 98% są muzułmanami, sekularyzm jest dla wielu bardzo ważny. Wszystko wywodzi się od ojca współczesnego narodu tureckiego, Kemala Atatürka. To on przeprowadził w latach 20. XX w. modernizację Turcji, całkowicie oddzielił religię od państwa i wprowadził wiele innych proeuropejskich reform. Jak ważną postacią jest Atatürk, widać chociażby po tym, że za jego obrazę można trafić do więzienia. Od islamskiej młodzieżówki do premiera A kim jest człowiek, który po raz trzeci z rzędu obejmie w Turcji urząd premiera? Recep Tayyip Erdogan nie pali ani nie pije i znany jest z tego, że karze współpracowników, jeżeli złapie ich z papierosem. 57-letni premier ma charyzmatyczną naturę. Syn kapitana statku na Morzu Czarnym, jeszcze jako dziecko wraz z rodziną przeprowadził się do Stambułu, gdzie, jak piszą biografowie, sprzedawał pieczywo i lemoniadę, by móc sobie pozwolić na naukę w szkole religijnej. Bojowe i populistyczne cechy premiera w dużej mierze mają korzenie w jego dorastaniu w Kasimpasy, starej części Stambułu, w której mieszkają głównie robotnicy pochodzący ze wsi i właściciele małych sklepików i gdzie człowiek broni swojego honoru na różne









