Do Iraku nie jedzie pospolite ruszenie

Do Iraku nie jedzie pospolite ruszenie

Dopiero takie wyzwania jak Kosowo, Afganistan czy Irak mobilizują Jerzy Szmajdziński, minister obrony – Panie ministrze, jak wojsko odbiera wyjazd do Iraku? Miał pan kłopoty z wyselekcjonowaniem ludzi, którzy tam pojadą? – Do 5 czerwca stan osobowy oddziałów jadących do Iraku będzie określony co do jednego nazwiska. Nie ma tu żadnych problemów. 18 miesięcy temu, gdy odchodził mój poprzednik, wiedział, w jaki sposób budowano kontyngenty do Kosowa, na Bałkany. To było zbieranie żołnierzy z wielu miejsc. Ale już kontyngentu do Afganistanu w ten sposób nie organizowaliśmy. Tworzyły go różne komponenty, ale ze zwartych jednostek. Podobnie jest teraz. Mamy w kraju cztery dywizje, każda z nich, jej dowództwo i sztab mogłyby być konstrukcją nośną międzynarodowej dywizji, którą tworzymy. Jesteśmy więc w innej sytuacji. – Dlaczego wybraliście jako „konstrukcję nośną” 12. dywizję ze Szczecina? – Uważamy, że jest najlepiej przygotowana. Złożyło się na to kilka lat współdziałania w ramach korpusu Północ-Wschód z jednostkami niemieckimi i duńskimi. Ta dywizja została w sposób znaczący wzmocniona po odejściu płk. Chwastka. I gen. Markiem Smarcewem, i nową aktywnością. Nadszedł zatem czas na sprawdzian. W Szczecinie jest 12. brygada, stamtąd będą pochodziły główne siły. – A pozostałe? – To m.in. szpital z Bydgoszczy, batalion dowodzenia z 12. dywizji, batalion logistyczny z Opola i kawaleria powietrzna na śmigłowcach. – Panie ministrze, czy nowe nie wkracza do wojska za szybko? Wojsko jako formacja konserwatywna pewnie w ostatnich miesiącach przeżywa szok. Rozpoczęła się wymiana sprzętu, odbywają się związane z tym szkolenia. Teraz mamy zupełnie wyjątkową misję w Iraku. Czy nasza armia to wytrzyma? – Jesteśmy pewni, że tak. Przez wiele lat w sprawach armii panował zastój. Wojsko czekało na decyzje, sztab generalny czekał na decyzje. A wojsko jeździło i latało na starym, coraz bardziej zawodnym sprzęcie. Dziś te decyzje są podejmowane. Rzeczy rozgrzebane przestały być rozgrzebane. Wcześniej przez wiele miesięcy toczyły się dyskusje, czy brać leopardy, czy ich nie brać, czy załatwiać gdzieś migi-29, czy nie. Poglądów były dziesiątki, trwały rozmowy. My je przecięliśmy. – Poprzednicy nie podejmowali decyzji? – Zrobili jedno – zaczęli wycofywać zbędny sprzęt. Natomiast jeśli chodzi o nowy sprzęt, nic do wojska nie trafiło. Podjęto jedynie decyzję dotyczące samolotów CASA… – Samoloty transportowe CASA nie są powodem do chwały. Bo nie mieści się w nich kontener, co w dobie „konteneryzacji” zakrawa na kiepski żart. – Owszem, nie wchodzi. To samolot, który ma dłuższy zasięg niż An-26, trochę większy komfort, i tyle. Zabiera 40 skoczków z wyposażeniem. Nowej jakości to nie daje. Wiedzieliśmy, czego chcemy. Porozumieliśmy się z wojskowymi. Oni muszą brać udział w operacjach i w misjach. Doskonale o tym wiedzą. Wiedzą, że nie zrobi się kariery ani nie poprawi swoich umiejętności, siedząc w zniszczonych koszarach czy w sztabach. – Przez ostatnie kilkanaście lat tak właśnie było. Marne życie, ale stabilne. – Nie wszyscy siedzieli w koszarach. Zawsze 1,7 tys. osób było poza granicami kraju. Pamiętajmy jeszcze o rotacji, o tym, że jedni przyjeżdżali a drudzy wyjeżdżali na ich miejsce. W ciągu roku służyło więc za granicą około 3 tys. żołnierzy, oficerów. Dziś kilkuset naszych ludzi pracuje w Kwaterze Głównej NATO i w różnych innych dowództwach. Funkcjonujemy na rynku międzynarodowym od lat. Ale dopiero takie wyzwania jak Kosowo, Afganistan czy Irak mobilizują. Jest ruch, jest myśl, musi być plan. To jest ożywcze. Tak jak ożywcze były ćwiczenia Strong Resolve, największe w historii Polski. – Kadra wojskowa jest więc zadowolona z zaangażowania się Polski w Iraku. – Moje ostatnie tygodnie to był intensywny czas spotkań nie tylko w Waszyngtonie czy Brukseli, ale również w wielu jednostkach w Polsce. Chętnych do udziału w tej operacji mamy bardzo wielu. Oficerowie rozumieją, że to ważny punkt w biografii. Chcesz awansować, chcesz utrzymać się w strukturach, powinieneś w CV mieć wpisaną taką misję. Tym bardziej że to już ostatni rok zmniejszania kadry, w którym praktycznie nasze siły zbrojne mają osiągnąć stan 150 tys. ludzi. Ci, którzy zostali, mają więc szansę i na dobry sprzęt, i na awans, i na stabilizację. – Początkowo do Iraku miało jechać 1,5 tys. polskich żołnierzy. Teraz mówi się, że będzie ich ponad 2 tys.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2003, 23/2003

Kategorie: Wywiady