Dojenie węgla

Dojenie węgla

Kopalnie upadały, ale wiele osób na handlu ich długami zarabiało miliony Nie da się do końca oszacować strat, jakie poniosło polskie górnictwo w wyniku wyłudzeń, przekrętów i afer. Setki milionów, miliard, może jeszcze więcej? W 1994 r. Najwyższa Izba Kontroli szacowała, że górnictwo straciło około 430 mln zł. Inaczej mówiąc, cała dotacja z budżetu dla znajdującego się w trudnej sytuacji górnictwa rozpłynęła się w szarej strefie. Co jednak działo się wcześniej i co później? Problem w tym, że właściwie… nie wiadomo. Ani Ministerstwo Gospodarki, ani Kompania Węglowa nie dysponują nawet przybliżonymi szacunkami tego rodzaju strat. – W praktyce to niemożliwe – mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej. – Jest faktem, że w Polsce wokół węgla powstawały fortuny. Wszystko zaczynało się od tego, że kopalnie nie miały pieniędzy na wypłaty i sprzedawały węgiel na pniu. A potem to już szło. Teraz staramy się cały system jak najlepiej uszczelnić. Cudowne lata 90. Gdy kopalnie zyskały samodzielność, handel węglem stał się cudownym interesem. Do kopalń i spółek zgłaszały się już nie setki, ale tysiące pośredników. W połowie lat 90. pośredników było około 7-8 tys. (obecnie ta liczba spadła do kilkuset). Żeby wydoić kopalnię, trzeba było mieć tylko pomysł i trochę odwagi. A pomysły były w sumie proste. Ot, zakładam firmę, gromadzę dokumenty, jadę na Śląsk i kupuję węgiel. To znaczy, biorę węgiel. Umawiam się na odroczony termin płatności. Zapłacę za trzy miesiące, może za pół roku, bo jeszcze przecież ludzie muszą to kupić. Następnie sprzedaję węgiel – nawet o wiele taniej, niż widnieje na fakturze zakupu – bo mam z tego i tak porządne pieniądze, którymi mogę przez pół roku obracać albo nawet w ogóle ich nie zwrócić. Potem wracam na Śląsk i tak aż do skutku. Jeżeli zaczynają się kłopoty, likwiduję starą firmę i zakładam nową, jadę na Śląsk itd. Jeśli jeszcze ktoś z branży za mną stoi, mogę to robić zupełnie bez stresów. W razie problemów w każdej chwili mogę ogłosić upadłość. – Opowiadania o bilionowych aferach w górnictwie to przesada – twierdzili zgodnie na konferencjach prasowych w połowie lat 90. prezesi Rybnickiej Spółki Węglowej. Zaległości z tytułu niepłacenia spółce w istocie nie były wielkie, wynosiły wtedy – po denominacji – 4,5 mln zł. Kilka lat później prezesi spółki wylądowali na ławie oskarżonych. Jednemu zarzucono spowodowanie strat sięgających 14 mln zł, jego następcom – 19 mln. Wiceprezes spółki natomiast umorzył 40% długu jednemu z pośredników, by mimo zaległości przekraczających 5 mln zł ten dalej mógł handlować węglem. Pod koniec lat 90. rybnicka spółka zaciągnęła w krakowskim Banku Współpracy Regionalnej kredyt w wysokości 20 mln zł, dając zabezpieczenie w postaci 365 tys. ton węgla, którego na zwałowiskach wprawdzie nie było, ale którego wartość wynosiłaby ok. 40 mln. Wierzytelności zakładów energetycznych, teoretycznie do ściągnięcia, zostały odsprzedane prywatnej firmie za 2,6% wartości. – Dla tego sektora skutki z tytułu różnych dziwnych przedsięwzięć są właściwie niepoliczalne – mówi senator Jerzy Markowski, w latach 90. wiceminister odpowiedzialny za górnictwo. – Niektórzy uznali, że na górnictwie można świetnie zarabiać. Oni sami wprawdzie nigdy węgla nie wydobywali, ale potrafili zarabiać na handlu długami, wierzytelnościami, wymyślali a to depozyty, a to eksportowe ceny dla energii elektrycznej. Zdecydowałem się wówczas położyć takim praktykom tamę. Skutki swoich decyzji odczuwam do dziś. Zwłaszcza że tu znaczącą rolę odgrywają bardzo silne koneksje polityczne. Pechowa kopalnia Pomysłów na dojenie górnictwa było mnóstwo. Przykład pierwszy z brzegu: w 1993 r. kopalnia Śląsk w Rudzie Śląskiej znalazła się w poważnych tarapatach finansowych. Zwróciła się do banku z wnioskiem kredytowym. Kwota nie była wielka, 600 tys. zł. Bank był skłonny udzielić kredytu, ale m.in. pod warunkiem poręczenia cywilnego. Ponieważ kopalnia handlowała z Wiesławem M., zwróciła się do niego o pomoc. Wiesław M. się zgodził – w zamian za wystawienie weksla in blanco na 7 mld starych złotych (700 tys. zł). Nie sporządzono jednak żadnej umowy wekslowej. Wiesław M. odmówił oddania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2004, 2004

Kategorie: Kraj