Dron idzie do cywila
W laboratoriach firmy Google trwają prace nad technologią dostarczania przesyłek za pomocą dronów, bez udziału człowieka Lech Brom jest jednym z wielu Polaków, którzy żyją w Londynie. Kilkanaście miesięcy temu zainwestował w drona. Kompletny sprzęt potrzebny do filmowania to wydatek 10-12 tys. zł. Sam dron kosztuje ok. 7 tys. zł. Do tego dochodzi porządny laptop i sportowa kamera typu Go Pro. Jedną z pierwszych imprez, które filmował, były odbywające się w ubiegłym roku w Krakowie mistrzostwa Europy w bike polo, czyli polo na rowerach – bardzo widowiskowej dyscyplinie sportu, która szybko zdobywa popularność w Polsce i na świecie. Lech Brom wciąż traktuje rzecz bardziej jak hobby niż interes, ale to powoli się zmienia. Hobby przybrało bowiem nazwę The Flying Things i staje się niewielkim biznesem. – W tym roku wezmę udział w kilku różnych projektach filmowych. Będę pomagał w kręceniu reklamy sklepu rowerowego, wkrótce potem filmu dokumentalnego o nawiedzonej farmie – mówi Brom. – Zastosowań jest multum. Nie tylko w filmowaniu i fotografowaniu, bo drony wykorzystuje się też np. do mapowania. – Wykorzystanie UAV (unmanned aerial vehicle – bezzałogowy statek latający, tym angielskim skrótem również określa się drony – przyp. red.) pozwala na znaczne przyspieszenie i obniżenie kosztów wykonywania większości prac geodezyjnych – wyjaśnia dr inż. Paweł Ćwiąkała z Akademii Górniczo-Hutniczej. Dr Ćwiąkała w zasadzie nie widzi barier, które mogłyby powstrzymać coraz powszechniejsze stosowanie dronów: – Ta technologia będzie nie tylko ułatwiać wykonywanie robót, ale także umożliwi pomiary, których wcześniej nie dało się przeprowadzić. A i na tym się nie kończy, bo UAV to jedynie narzędzie do przenoszenia sprzętu. Zamontować na nim można niemal wszystko. Rolnicy wykorzystują drony zamiast samolotów do opryskiwania upraw z samolotów. Inżynierowie – choćby do sprawdzania szczelności rurociągów oraz stanu przewodów rozwieszanych na słupach. Drony przydają się również dziennikarzom – nie tylko telewizyjnym, ale też internetowym, którzy coraz częściej przygotowują za ich pomocą relacje z zamieszek lub masowych demonstracji. Korzystają z nich zresztą nawet uczestnicy takich wydarzeń. Gdy w Nowym Jorku trwał protest ruchu Occupy, demonstranci, sami obserwowani przez policyjne drony, sięgnęli po własne, by kontrolować funkcjonariuszy prewencji i dokumentować ich brutalność. Niedawno quadcopter spadł na Biały Dom, co skończyło się niewielkim kryzysem z udziałem służb. Obiekt zamknięto i ogłoszono alarm. Po wszystkim okazało się – a przynajmniej tak brzmiał oficjalny komunikat – że winny zamieszania był hobbysta z Waszyngtonu, którego zabawka wleciała tam przez przypadek. Pomysły na biznes Maszyny te stają się coraz łatwiejsze w użyciu i tańsze, a to sprawia, że wiele osób zaczyna je traktować jak zabawkę. – Już dziś latać może praktycznie każdy. A będzie jeszcze lepiej – mówi Lech Brom. Potwierdzenie jego słów bardzo łatwo znaleźć, testując nowe i coraz prostsze aplikacje przeznaczone dla posiadaczy dronów. Jedną z nich jest FreeFlight 3 – program pozwalający kierować urządzeniem nawet za pomocą telefonu komórkowego. To powoduje, że trzeba wylać może nie kubeł, ale przynajmniej szklankę zimnej wody na głowy tych, którzy zdążyli pomyśleć o otwarciu biznesu podobnego do The Flying Things. Skoro sprzęt jest coraz prostszy w obsłudze i tańszy, przybywa amatorów jego użytkowania. Ci wprawdzie nie zajmą profesjonalistom całej przestrzeni, bo między fachowcami a hobbystami jest różnica, ale bardzo ją ograniczą. – Raczej nie będzie tak jak z aparatami cyfrowymi, w wypadku których każdy ma swój, ale myślę, że jak ktoś będzie chciał, to drona z łatwością kupi lub wynajmie – przewiduje Brom. Ale ci, którzy chcieliby zarabiać na dronach, mają też powód do optymizmu. Może nim być regulacja rynku. Ta już istnieje, choć nie dotyczy dronów najmniejszych i wykorzystywanych w celach rekreacyjnych. Jeśli zostaną wprowadzone licencje i obowiązkowe OC – także przy wykorzystywaniu rekreacyjnym – bardziej będzie się opłacało drona wynająć niż mieć własny. Polskie prawo na razie należy do najbardziej liberalnych w Europie, ale o zaostrzeniu wymagań mówi się na całym kontynencie, więc i nas to nie ominie. Powód jest prosty. – Są to urządzenia, które niewłaściwie użytkowane mogą stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia,









