Głupota czy sabotaż?

Nasz rząd się chyba uparł, by za wszelką cenę rozłożyć polski przemysł motoryzacyjny Na europejskim rynku motoryzacyjnym panuje kryzys. W Europie największy spadek sprzedaży samochodów w tym roku odnotowała Dania – ponad 20%, ale my, z 19-procentowym spadkiem znajdujemy się w ścisłej czołówce regresu. A jeszcze rok wcześniej szefowie koncernów motoryzacyjnych zacierali ręce, bo sprzedaż wszędzie się zwiększała. Przykładowo, w 1999 r. we Francji sprzedano o 10% więcej nowych aut niż w roku 1998, w Holandii – o 12% więcej, w Hiszpanii – o 18%, w Polsce – aż o 23%. Koniec wieku przyniósł załamanie. A w Polsce, w stopniu niespotykanym gdziekolwiek indziej, wzrósł import, zaś spadła sprzedaż samochodów produkowanych w kraju. Proimportowa polityka rządu premiera Jerzego Buzka przyniosła rezultaty wręcz zdumiewające – o ile jeszcze pięć lat temu sprowadzano z zagranicy 55 tys. aut, to w roku ubiegłym już 165 tys., zaś w tym roku import sięgnie niemal 250 tys. Nie ma drugiego rządu w świecie, który tak ochoczo niszczyłby jedną z dominujących gałęzi rodzimego przemysłu. Regres uderzył przede wszystkim w cztery największe firmy, które zajmują łącznie ponad 90% polskiego rynku motoryzacyjnego, czyli w Daewoo-FSO oraz grupy Fiata, Volkswagena

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 46/2000

Kategorie: Gospodarka