”Duch milenium” powstrzymał krzykaczy

Korespondencja z Nowego Jorku

Na Szczycie Tysiąclecia ONZ Aleksander Kwaśniewski przekonywał: Świat da się zmieniać, a Polska jest tego dobrym przykładem

Właściwie to Szczyt Tysiąclecia nie powinien się udać. Pesymiści od tygodni prorokowali, że wielki zlot przywódców naszego globu, zorganizowany w Nowym Jorku przez sekretarza generalnego ONZ, Kofi Annana, zakończy się albo fiaskiem, albo – w najlepszym przypadku – rozczarowaniem. “Nowojorczycy będą wściekli z powodu korków, jakie na Manhattanie spowodują limuzyny zagranicznych notabli, a politycy pokłócą się przy pierwszej okazji”, przewidywał m.in. “The New York Times”. Komentatorzy CNN i NBC zakładali się, czy Fidel Castro obrzuci obelgami Billa Clintona z ONZ-owskiej trybuny, a także pytali – nie bez racji zresztą – jak pogodzić ogień z wodą, czyli podejście chociażby do praw człowieka Chin i USA, czy zaspokoić oczekiwanie wielu państw Czarnej Afryki, że bogaty Zachód swoimi pieniędzmi wyciągnie współczesnych biedaków z ich dramatycznej sytuacji? “Nie wyobrażam sobie, aby reprezentanci

190 państw świata

mogli znaleźć wspólny język”, przewidywał, trochę pesymistycznie, Thomas Jacobson z monitorującego nowojorskie spotkanie Freedom Alliance.
Obawy związane z powodzeniem Szczytu mieli także polityczni liderzy. Przez wiele tygodni trwały zakulisowe negocjacje, które państwa będą gospodarzami tzw. regionalnych okrągłych stołów, czyli zamkniętych dla prasy dyskusji nad przyszłością globu. Twarda walka o przywilej reprezentowania poszczególnych kontynentów zakończyła się, jak mówiono przed Szczytem, nie za bardzo po myśli Amerykanów i w ogóle Zachodu. Przewodnictwo tzw. stolika Afryki otrzymał znany z antyzachodnich wypowiedzi prezydent Algierii, Abdelaziz Bouteflika, a stolik Ameryki wpadł w ręce wenezuelskiego watażki, Hugo Chaveza, który całkiem niedawno demonstracyjnie odwiedził największego dziś wroga USA, Saddama Husajna. “Antyjankesizm popsuje Clintonowi jego ostatni pobyt w ONZ w roli politycznego lidera”, napisał nawet korespondent agencji AP.
Zachodni dyplomaci nie ukrywali w związku z tym, że bardzo uspokoił ich fakt, że przewodnictwo tzw. stolika Europy dostało się w ręce Aleksandra Kwaśniewskiego. “Polska to wiarygodny partner, a wasz prezydent nie tylko w kraju znany jest z umiarkowanej postawy i umiejętności znajdowania kompromisu”, mówił mi w Nowym Jorku wysoki urzędnik ONZ. Był moment, że przymierzano się w kompleksie budynków nad East River, by Aleksander Kwaśniewski relacjonował na zakończenie Szczytu Tysiąclecia rezultaty dyskusji we wszystkich czterech okrągłych stołach, bo to “polityk odpowiedzialny i niekonfliktowy, z ogromnym międzynarodowym doświadczeniem i poważnym autorytetem w świecie”. Sam prezydent już w trakcie Szczytu mówił wprost, że rozumie swoją rolę jako zadanie, by przekonywać nawet pesymistów, że jest to spotkanie wielkich szans na bardziej skuteczne działanie ONZ i nie wolno tego zaprzepaścić.
W praktyce okazało się, że strach, także nad East River, może mieć (zbyt) wielkie oczy.
Po dwóch dniach milenijnego szczytu w komentarzach ponad 2,5 tys. dziennikarzy, którzy przyjechali do Nowego Jorku, dominowały określenia w rodzaju “zaskakująco dobra atmosfera”, “politycy nie kłócą się, ale (nareszcie) rozmawiają”, “świat mówi jednym głosem”. Nawet zapowiadane demonstracje przeciwników globalizacji i poszczególnych przywódców, którzy przyjechali na Szczyt, rozpłynęły się w wielomilionowym mieście. W okolicach kompleksu ONZ i hotelu Waldorf Astoria, gdzie mieszkało kilkunastu prezydentów, w tym Bill Clinton i Aleksander Kwaśniewski, spotkać można było ubranych w żółte t-shirty zwolenników zakazanej w Chinach sekty Falun Gong i pojedyncze osoby protestujące – co można było wyczytać z trzymanych w rękach plakatów – np. przeciwko niehumanitarnemu traktowaniu bydła w Indiach (sic!), ale wszystko to ograniczyło się raczej do folkloru towarzyszącego każdej wielkiej imprezie niż elementu nacisku na przywódców tego świata (samych prezydentów i premierów było nad East River aż 159, co jest nowym ONZ-owskim rekordem).
Kto słuchał uważnie polityków, mógł oczywiście wyłuskać różnice zdań, a nawet tzw. polityczne wycieczki. Fidel Castro wspomniał o “hegemonistycznym supermocarstwie”, wietnamski prezydent, Tran Duc Luong, wypominał Zachodowi, że nie daje pieniędzy biednemu Południu, choć wcześniej to wielokrotnie obiecał, reprezentant Panamy skarżył się na “presję” wywieraną przez… ONZ.
Taki ton nie dominował jednak w debacie. Wspomniana tu już organizacja Freedom Alliance przedstawiła drugiego dnia Szczytu wyliczenie, według którego najczęściej powtarzającymi się określeniami w wystąpieniach polityków były: “nowy ład światowy”, a dalej “wzmocnienie ONZ” oraz “współpraca”. Występując na konferencji prasowej, podsumowującej dyskusję “swojego” okrągłego stołu, Aleksander Kwaśniewski mógł powiedzieć to samo: “Trzy punkty były w naszej debacie szczególnie ważne. Po pierwsze – pomimo tak różnorodnego grona uczestników dyskusji wspólna była definicja problemów, przed którymi stoimy. Wszyscy zgadzaliśmy się, że najważniejszymi wyzwaniami współczesnego świata są bieda, choroby, przemoc, brak demokracji i praw człowieka. Po drugie – byliśmy zgodni co do diagnozy obecnej rzeczywistości, ale równocześnie widzieliśmy różne sposoby na zmianę tej sytuacji, różne recepty. Niektóre kraje oczekiwały bardzo wiele od państw najlepiej rozwiniętych, przedstawiciele z krajów bogatych akcentowali z kolei potrzebę większej aktywności krajów najbiedniejszych. Po trzecie jednak – i to element bardzo optymistyczny – dyskusja podczas naszej sesji wykazała, że odbudowujemy wspólnie nasze zaufanie do Organizacji Narodów Zjednoczonych”.
Co stało się, że większość z pesymistycznych przewidywań na temat Szczytu Tysiąclecia okazała się nieprawdziwa? Niektórzy obserwatorzy, komentując brak spektakularnych skandali podczas nowojorskiego spotkania, mówili

o “duchu milenium”,

który powstrzymał emocje największych politycznych krzykaczy. Kofi Annan powiedział na spotkaniu z dziennikarzami, że politycy mieli świadomość powagi sytuacji, w jakiej znajduje się świat na progu XXI w. Z jednej strony, Ziemia niepowstrzymanie prze do przodu, a liczba wynalazków i tempo zmian przyprawia o zawrót głowy. Z drugiej – świat rozpada się na coraz mniej przystające do siebie kawałki. “Ludzie zamożni w naszej “ziemskiej wiosce” – napisał sekretarz generalny ONZ w milenijnym raporcie – stanowią dziś raptem 15% całej populacji. 2% ma dostęp do Internetu, a 50% nigdy nie widziało telefonu. 20% obywateli Ziemi (Polska jest w tej grupie szczęśliwców – przyp. M.G.) konsumuje 86% wszystkiego. Ludzie w Europie – mimo przekazów telewizji – nawet nie potrafią sobie wyobrazić, jak koszmarna może być bieda całych regionów na naszej planecie”.
“Ta wioska musi być (znowu) wspólna”, powiedział w debacie jeden z afrykańskich przywódców. Znamienne, że problemy krajów najbiedniejszych, z takich kontynentów jak Afryka czy Azja, przedzierały się przez dyskusję nawet w kierowanym przez polskiego prezydenta “stoliku Europy”. Polscy uczestnicy spotkania mówili, że wschodnioeuropejskie problemy bladły i malały w zderzeniu z dramatami, jakie przeżywają pariasi końca XX w. Dlatego w przygotowywanych dokumentach największą wagę przywiązywano do wytyczenia przed ONZ takich zadań: zmniejszenie o połowę liczby ludzi do 2015 r., których dochód dzienny wynosi mniej niż równowartość jednego dolara, redukcja dramatycznej śmiertelności niemowląt i małych dzieci w państwach Trzeciego Świata, poprawienie warunków bytu tych, którzy wegetują w pozbawionych jakichkolwiek komunalnych urządzeń slumsach.
Znamienne, że większość uczestników milenijnego szczytu, także polityków z krajów rozglądających się rozpaczliwie za jakimkolwiek pieniężnym datkiem, nie ograniczała się w dyskusji nad zaradzeniem obecnej złej sytuacji jedynie do – jak to określił znany amerykański myśliciel, Lester Thurow – “strategii wyciągniętej ręki”. Poczuciu solidarności z biednymi, których rezultatem były m.in. obietnice np. Tony Blaira zwiększenia przez Wielką Brytanię pomocy dla potrzebujących, towarzyszył znacznie głębszy namysł, co jeszcze – poza finansową jałmużną – powinien świat zrobić, by obecne dysproporcje w rozwoju przestały się w jakimś momencie pogłębiać.

Mocniejsze Narody Zjednoczone,

tak brzmiała jedna z recept na dzisiejsze kłopoty. Bill Clinton mocno wskazywał w tym kontekście na konieczność przejęcia przez ONZ większej odpowiedzialności za utrzymanie światowego porządku. Siły pokojowe, czyli tzw. błękitne hełmy, mówił prezydent USA, wkraczają na razie do akcji zbyt późno, jakby “po szkodzie”, kiedy trzeba leczyć rany. Być może ONZ powinien bardziej zdecydowanie ingerować, kiedy istnieje dopiero ryzyko, że coś złego się stanie. Minął czas, mówił Clinton, kiedy (chociażby w rozrywanej domowymi wojnami Afryce czy dotkniętej plagą narkotyków Azji) suwerenność powinna być zasłoną dla ludobójstwa, łamania praw człowieka, niszczenia całych społeczeństw.
Wielu polityków zwracało uwagę na potrzebę przemyślenia zasad funkcjonowania ONZ. Struktura Narodów Zjednoczonych, budowana w 1945 r., w coraz mniejszym stopniu odpowiada rzeczywistości. Wielkim wyzwaniem jest np. przyszłość Rady Bezpieczeństwa. Aleksander Kwaśniewski w rozmowie z dziennikarzami wprost mówił o konieczności wprowadzenia na stanowiska stałych członków RB takich dzisiejszych potęg, jak Japonia i Niemcy, czy regionalnych liderów: Brazylii, Indii, Republiki Południowej Afryki, reprezentanta Europy Środkowej. Zwracał też uwagę na ideę szkół tolerancji, czyli budowania takiego systemu edukacji, który pozwalałby ludziom lepiej rozumieć i akceptować odmienność innych. Według polskiego prezydenta, bardzo często bowiem to ignorancja i brak wiary, że rzeczywistość można zmieniać, blokują pozytywne myślenie o naszej, wspólnej przyszłości.
Wiedza pomaga odwadze, powtarzało wielu uczestników debaty. A prezydent afrykańskiego Mali, który jakiś czas temu odwiedził nasz kraj, na przyjęciu wydanym przez Kofi Annana dla przywódców naszego globu, w obecności m.in. Billa Clintona, za przykład państwa, któremu się jednak coś w ostatnich latach udało, wziął właśnie Polskę i z entuzjazmem przekonywał rozmówców, że warto naśladować polską determinację.

 

Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy