Duży małego nie zrozumie
Osoby bardzo niskiego wzrostu założyły stowarzyszenie, które walczy, by je zauważono – Mamo, ja nigdy się nie ożenię – powiedział siedmiolatek i jego rodzice zorientowali się, że on już wie. Nie zdążyli mu pierwsi wytłumaczyć, dlaczego jest taki malutki i że już nie urośnie. Rodzicom trudno się zebrać do poważnej rozmowy, więc najczęściej podwórkowe wrzaski: „liliput”, „karzeł” uświadamiają dziecku, że jest inne. Maria Kacperska z Radomia, matka 10-letniego Jasia, który dziś ma 109 cm wzrostu i szansę na maksimum 130 cm, nauczyła go przebojowości w trudnych sytuacjach. – Niech pokaże język wścibskiej babie, która gapi się na niego w autobusie, a koleżance, która się śmieje z jego dużej głowy, odpowie, że jej za to brakuje trzech zębów – tłumaczy pani Maria. Jaś już kiedy miał cztery lata, zorientował się, że jest malutki, mniejszy od najmniejszego chodzącego malucha. Od tego czasu karmiony jest budującymi opowieściami o panu Wołodyjowskim, Stańczyku i Napoleonie. – On sam, choć ręce ma króciutkie, to na pewno silniejsze od kolegów. Poza tym jest mądry, bystry, a myśleć nikt mu nie zabrania – powtarza jego mama, która zabiera go nawet na dorosłe wizyty. Wszystko, żeby szybciej oswoił się z dużym światem. Inni rodzice tłumaczą – małym dziewczynkom mówi się, że są ukochanymi Calineczkami. Bezrobocie Tomcia Palucha – Nie będę mu ściemniał – zapewnia Robert Olewiński z Warszawy, którego synek Jakub ma dopiero 20 miesięcy. Pan Robert ma zamiar rozmawiać o chorobie, dopiero kiedy dziecko zapyta. Taką samą zasadę przyjmuje wobec gości, którzy przyszli obejrzeć jego pierworodnego. – Problem, jak się zachować, ma otoczenie, a nie ja – tłumaczy i dodaje, że powie synowi: – Jesteś mały, ale nie głupi. – Jesteś mały, to musisz się uczyć – usłyszał przed laty Władysław Końko, dziś 28-letni informatyk. Dorośli różnie wspominają wtajemniczenie w swoją inność. Im liczniejsza i uboższa rodzina, tym mniej było sentymentów. Kilkadziesiąt lat temu zasadą było spychanie „małych” do szkół specjalnych, choć w ich przypadku niski wzrost nigdy nie oznaczał niskiego ilorazu inteligencji. Ci, których rodzice wywalczyli dla nich prawo do nauki, odpadają w pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej. Małe nie może być dobrą wizytówką firmy. Ewa Opielewicz (50-latka na rencie), uczennica z dobrego liceum, marzyła o medycynie, ale psycholog złapał się za głowę i powiedział, że na pewno nie poradzi sobie z tymi monstrualnymi ciałami w prosektorium. Dla takiej małej kobiety najlepsza będzie mikrobiologia. Pierwszą pracę dostała tylko dlatego, że prezes firmy miał niepełnosprawną córkę. Później przez lata (najmilej wspominane, bo miała świetnych znajomych) pracowała na Politechnice Warszawskiej. Układ w pracy był taki: ona grubej koleżance wyciągała szkło laboratoryjne spod stołu, tamta podawała jej to, co stało wyżej. Jednak krótkie ręce spowodowały, że nawdychała się wyziewów chemii i wylądowała na rencie. Wielu jest informatyków, ktoś grywa w filmach szpetne postacie, sporo osób jest na rencie. Tylko niektórym udaje się znaleźć pracę przykrojoną do swoich możliwości. Marek Batuk z malutkiego Górna szybko odkrył, że jego krótkie ręce są bardzo sprawne. Dołączył do rodziny wyplatającej koszyki, świetnie mu idzie. Sam spłaca raty za samochód. Uspokaja się przy łowieniu ryb. Chciał być nawet strażnikiem przyrody, ale mu wyperswadowano, że takiego malucha rozeźleni rybacy mogliby wrzucić do rzeki. Zagłaskani przez rodziców W Polsce żyje kilka tysięcy osób mających od 100 do 140 cm wzrostu. Niski wzrost ma różne przyczyny – genetyczne, metaboliczne, endokrynologiczne. Ewa Opielewicz, Władysław Końko, Jaś i Jakub dotknięci są achondroplazją, chorobą dziedziczną, ale uderzającą co kilka pokoleń, tak więc w całej żyjącej rodzinie przeważnie wszyscy są wysocy. Taki człowiek poza tym, że jest malutki, ma dużą głowę jakby zdjętą z normalnego wzrostu, normalny tułów, czasem głęboko osadzony nos, trzy palce dłoni równej długości i co najważniejsze bardzo krótkie kończyny. Jaś nie był pierwszym dzieckiem. Jego matka od początku czuła, że ta ciąża jest inna. Wraz z brzuchem rósł lęk. Ostatnie USG, dwa tygodnie przed porodem, wykazało, że dziecko ma zbyt dużą głowę. Diagnoza niewiele jej mówiła, pomogły dopiero poszukiwania w Internecie. Achondroplazja dla rodziców









