Dzieci z ateńskiej ulicy

Dzieci z ateńskiej ulicy

– Dzieci, którymi się opiekujemy, z reguły mają przeszłość krótką, ale dramatyczną. Ostatnio przyjęliśmy pod nasz dach troje rodzeństwa. Wychowywał ich samotny ojciec, ale kiedy stracił pracę, popełnił samobójstwo, bo nie umiał sobie poradzić z sytuacją – opowiada Giannopoulous. – Do ośrodków całodobowych Uśmiechu Dziecka trafiają dzieci kierowane przez prokuraturę, czyli takie, które nie mogą wrócić do swoich domów. Pochodzą z różnych środowisk, przeżyły ogromne traumy, ale najważniejsze, żeby pomóc im się z nich wyrwać. Pokazać, że można inaczej. I dać miłość, której tak bardzo potrzebują.

I o której rodzice, pochłonięci finansowymi rozterkami, często zapominają.

Kryzys razy dwa

Ponad jedna czwarta Greków nie ma dziś pracy, a co za tym idzie – środków do życia. Narastające problemy doprowadzają do dramatów. Z roku na rok coraz więcej dzieci trafia do ośrodków pomocy społecznej i sierocińców. Są oddawane dobrowolnie, podrzucane lub zabierane przez służby państwowe, kiedy trudne sytuacje rodzinne stają się dla najmłodszych zagrożeniem.

Kryzys w pierwszej kolejności dotknął rodziny, które już wcześniej zmagały się np. z chorobą psychiczną, nałogami rodziców czy niepełnosprawnością dzieci, które wymagały szczególnej opieki i kosztownej rehabilitacji. Kiedy jednak zaczęły upadać firmy, coraz więcej ludzi traciło pracę, a ponieważ rozwiązania nie nadchodziły, problemy zaczęły odczuwać nawet wyższe klasy średnie. – Ci, którzy kiedyś nas wspomagali, dziś sami przychodzą po pomoc – tłumaczy Kostas Giannopoulous. – Staramy się zrobić wszystko, żeby pomóc tym rodzinom wytrwać. Rozłączanie ich, naszym zdaniem, to ostateczność. Dlatego stworzyliśmy trzy ośrodki pomocy dziennej dla dzieci, które na noc mogą wracać do domów. U nas spędzają czas po lekcjach, uczą się, bawią, a przy okazji dostają jedzenie i potrzebne do szkoły przybory, mają także opiekę medyczną, w tym psychologiczną. Ten kryzys jest dla wszystkich ciężkim doświadczeniem. Musimy sobie pomagać przez niego przejść.
Dodatkowo Grecja zmaga się z masowym napływem migrantów i uchodźców. Codziennie do jej brzegów dopływają tysiące ludzi z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji. Liczba azylantów próbujących przedostać się do Europy wciąż rośnie. Rośnie też liczba kobiet i dzieci, które opuszczają swoje domy i bałkańskim szlakiem ruszają do Unii.

Wśród migrujących są młode matki, które zaraz po porodzie porzucają dzieci w szpitalach, licząc, że ktoś inny zapewni im lepsze życie. Coraz więcej dzieci uchodźców gubi się na drodze do Europy. Wielu nie decyduje się na powiadomienie służb o zaginięciu, bojąc się, że zostaną zatrzymani. Organizacje pozarządowe zaangażowane w pomoc azylantom podejrzewają, że nie są to nieszczęśliwe wypadki. Obawiają się, że mogą stać za tym handlarze ludźmi.

wszystkiego za mało

Nawarstwiające się kryzysy to ogromne wyzwanie dla instytucji pomagających dzieciom. Tymczasem grecka opieka społeczna, jak zgodnie twierdzą przedstawiciele pozarządowych organizacji pomocowych, nigdy nie była wystarczająco efektywna, a cięcia w budżecie jeszcze ją pogorszyły. Brak personelu i środków na pomoc najmłodszym są w obecnej sytuacji jeszcze dotkliwsze. Sektor publiczny, którego kryzys także nie ominął, sam nie jest w stanie sobie poradzić, a potrzeby, którym powinien podołać, stale rosną.

Lukę próbują zapełnić organizacje pozarządowe. Jednak w związku z kryzysem ubywa tych, którzy wspierali je dotacjami. Firmy, wcześniej chętnie przekazujące część dochodów na cele charytatywne, upadły lub musiały wprowadzić znaczne cięcia w wydatkach. Prywatni darczyńcy nie mają pieniędzy i zamiast pomagać, często sami zgłaszają się po pomoc. Organizacje bazujące na dotacjach pozarządowych zastanawiają się, jak długo jeszcze będą w stanie udzielać pomocy.

Foto: Polaris/EASTNEWS

Strony: 1 2

Wydanie: 2015, 46/2015

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy