Już same słowa: Bitte, bitte są w Austrii uznawane za agresywne Korespondencja z Wiednia Choć austriacki Trybunał Konstytucyjny w 2013 r. uznał, że żebranie jest prawem człowieka, to nad Dunajem kryminalizuje się je i sprowadza do działań mafijnych. Już same słowa: Bitte, bitte czy kartka z napisem: „Jestem głodny” są uznawane za agresywne. Siedzenie na chodniku może być uznane za naruszanie spokoju publicznego – ukarano za to Rumunkę 400 euro grzywny – a prośba np. o 2 euro za różę, czyli forma czasem natrętnej sprzedaży, a nie żebrania, za zagrożenie publicznego porządku i bezpieczeństwa. Imigranta ukarano za to zakazem pobytu na terenie Austrii na pięć lat. Policja wiedeńska zakłada karty żebraka i korzysta ze stempla „żebrak”, a podejrzanym o bycie opiekunem grupy żebraków każe się rozbierać do bielizny. Niektóre z ośmiu austriackich landów traktują żebranie jako problem społeczny, inne zaś – jako działanie przestępcze. Najostrzejsze prawa wobec żebraków wprowadzono najpierw w Grazu, reklamującym się jako miasto praw człowieka. Do zakazów dołączyły Salzburg i Innsbruck. Wiedeń – ofiary handlu ludźmi Spośród 2-2,5 tys. osób żebrzących w Austrii (takie są szacunki Bundeskriminalamt, BK, czyli centralnego urzędu kryminalnego) 1,5 tys. para się żebractwem w samym Wiedniu. Co roku policja otrzymuje na nich ok. 400 doniesień. Niemniej jednak w stolicy Austrii, rządzonej przez koalicję czerwono-zieloną, temat nie jest traktowany nadzwyczajnie. Co nie oznacza, że zjawisko nie stanowi problemu. Tzw. lobby żebracze uważa, że policja szykanuje ludzi proszących o wsparcie na ulicy. – Z 1,1 tys. działających na ulicach żebraków rumuńskich 400 to ofiary zorganizowanego handlu ludźmi – mówi Gerald Tatzgern z centrali ds. zwalczania tego procederu. Wskazówką jest też fakt, że liczba żebrzących się nie zmienia, natomiast zmieniają się twarze. Oznacza to, że w zorganizowanym żebractwie dokładnie kontroluje się, ile osób jest wysyłanych na ulice. Ludzie są wymieniani, dowożeni, za noclegi w pustostanach muszą płacić po 130-200 euro miesięcznie. Na policję trafił rumuński kaleka, sprzedany za 2,5 tys. euro, by zarabiać żebractwem. Niewidomych handlarze kupowali od rodzin za kilkaset euro. Okrągły stół w Salzburgu W Salzburgu porządkowanie spraw związanych z żebraniem przyspieszył przyjazd gości z całego świata na kolejny festiwal mozartowski. Już wiosną ta tematyka była jedną z najważniejszych w wyborach komunalnych. Zieloni, uznający żebranie za prawo człowieka i szukający socjalnych rozwiązań problemu, stanęli naprzeciw populistów z FPÖ, żądających konkretnych, twardych działań. W marcu miasto zlikwidowało nielegalną noclegownię pod mostem, gdzie koczowało ok. 150 osób i gdzie dochodziło do zaczepek. W maju odbył się okrągły stół na ten temat. 39 osób reprezentujących mieszkańców, kupców, policję i organizacje charytatywne zastanawiało się, jak polepszyć sytuację żebraków migrantów i sprawić, by nie pogarszało się życie społeczności regionu. Utworzono dwie grupy eksperckie: do spraw socjalnych i organizacyjno-porządkowych. W efekcie ich pracy planowano wprowadzenie licencji dla żebraków, stref zakazu żebrania oraz kontrolę żebractwa zorganizowanego. Mówiono o podstawowej opiece zdrowotnej, całorocznych noclegowniach, pracach społecznych, normach zachowania i podejmowaniu pracy zamiast żebrania. Josef Mautner z Platformy Prawa Człowieka cieszy się, że spojrzano na problem z punktu widzenia tychże praw. Dla Zielonych strefy zakazu czy licencje nie wchodzą w grę, natomiast prawica narodowościowa żąda czynów, nie dyskusji. – Nie może być tak, że Austriacy pracują, a imigranci dostaną wszystko darmo – mówią populiści z FPÖ – zwłaszcza że większość żebraków to młodzi ludzie. Kary np. za załatwianie się w parku dotyczą jedynie Austriaków, obcy kar nie płacą. – Czyńcie zatem swoją powinność! – nawołuje radny z FPÖ. Być może chciałby londyńskich rozwiązań – metalowych płyt z kolcami układanych przy wejściach do popularnych marketów, by uniemożliwić siedzenie, a tym samym żebranie. Albo polewania śpiących bezdomnych zimną wodą czy drutów kolczastych wokół miejsc, gdzie można się przespać, jak w Hamburgu lub w Münsterze. Radny Salzburga z partii Zielonych, Heinrich Schellhorn, zajmujący się problematyką socjalną, uważa jednak, że społeczeństwo musi się pogodzić z tym, że żebrzący są częścią miasta. Jedną z inicjatyw pomocy jest stworzenie 50 współfinansowanych przez miasto miejsc noclegowych
Tagi:
Beata Dżon