Libia na rozstaju dróg

Libia na rozstaju dróg

Czy po upadku reżimu Kaddafiego bogaty w ropę kraj arabski pogrąży się w chaosie? Po sześciu miesiącach walk reżim Kaddafiego wreszcie upadł. Powstańcy dzięki wsparciu NATO zdobyli Trypolis. Triumfujący rebelianci ograbili Bab al-Aziziję, stołeczną rezydencję dyktatora, umocniony kompleks koszarowy i bastion reżimu. Libia bez pułkownika może stać się dostatnim i stabilnym mocarstwem arabskim. Nie można jednak wykluczyć, że w tym kraju dojdzie do wojny domowej i chaosu. Muammar Kaddafi i jego synowie wciąż pozostają na wolności, a ich zwolennicy stawiają opór. Dopóki despota nie ucieknie za granicę albo nie zostanie schwytany lub zabity, wojna, być może o charakterze partyzanckim, będzie trwała. Kaddafi może liczyć na poparcie swojego szczepu, niemającego wiele do stracenia w nowej rzeczywistości, a także licznych funkcjonariuszy aparatu represji, którzy drżą o życie, oraz niektórych mieszkańców Trypolitanii. Ci obawiają się dominacji ludzi z Cyrenajki (wschodnia Libia), skąd wywodzi się większość powstańców. Tymczasowa Rada Narodowa, uznana za prawowitego przedstawiciela narodu libijskiego przez ponad 30 państw, wyznaczyła za głowę dyktatora nagrodę w wysokości przekraczającej milion euro (jakoby nagrodę tę obiecali wypłacić prywatni biznesmeni, jednak ich tożsamości nie ujawniono). Rada Narodowa, która przeniosła się z Bengazi do Trypolisu, przyrzekła amnestię funkcjonariuszom reżimu, którzy przyczynią się do unieszkodliwienia Kaddafiego. Międzynarodowe koncerny już ostrzą sobie zęby na libijską ropę. Na korzystne kontrakty liczą zwłaszcza Francja, Wielka Brytania i USA, które najbardziej przyczyniły się do upadku systemu pułkownika. Naftowe przedsiębiorstwa Chin i Rosji, krajów sceptycznych wobec zbrojnej interwencji NATO w Libii, nie mogą się wiele spodziewać. Trudno odczuwać sympatię do dyktatora, który przez 42 lata żelazną ręką rządził Libią, zapewnił sobie, rodzinie oraz dygnitarzom życie w luksusie i marnotrawił bogactwa narodowe. Uwikłał kraj w kosztowne i bezsensowne wojny w Afryce, wspierał międzynarodowy terroryzm, przeciwników politycznych osadzał w więzieniach, kazał torturować lub zabijać. Kaddafi nie zdobył się też na odejście (które wybrał prezydent Tunezji, Ben Ali), aby oszczędzić krajowi wojny domowej, aczkolwiek po powstaniu, które w lutym rozpoczęło się w Cyrenajce i zdobyło militarne poparcie NATO, było absolutnie pewne, że reżim nie przetrwa. Po wybuchu rebelii dyktator bezmyślnie zagroził przeciwnikom w Bengazi masakrą, co sprawiło, że w marcu Rada Bezpieczeństwa ONZ legitymizowała wojskową interwencję w Libii w obronie ludności cywilnej. Przywódcy Wielkiej Brytanii i Francji aż się palili do zbrojnej rozprawy z Kaddafim, z którym przedtem ubijali interesy. Trzeba jednak podkreślić, że nieliczni, słabo uzbrojeni i skłóceni powstańcy nie odnieśliby zwycięstwa bez pomocy zagranicznej. Kaddafi zaciągał najemników z Afryki czy Serbii, ale miliony na rozbudowę armii rebeliantów przeznaczyły także Katar oraz Arabia Saudyjska, której władcy nienawidzą dyktatora z Trypolisu. Skuszeni wysokim żołdem wstąpili do niej liczni bezrobotni Tunezyjczycy, młodzi ludzie ze szczepów libijskich dyskryminowanych przez reżim pułkownika, a nawet bojówkarze ze szwadronów śmierci w Kolumbii. Stało się to z pełną aprobatą NATO. Sojusz, nie przejmując się embargiem ONZ, hojnie zaopatrywał rebeliantów w broń, amunicję i sprzęt wojskowy, zapewniał rozpoznanie i szkolenie. Agenci tajnych służb Londynu, Paryża i Waszyngtonu przekupywali dygnitarzy reżimu, szejków plemiennych i dowódców wojsk rządowych, aby przeszli na stronę powstania. W Libii działali komandosi z jednostek specjalnych Wielkiej Brytanii (SAS), Francji oraz USA, niekiedy przebrani za Arabów. Uczestniczyli oni w polowaniu na Kadafiego i wskazywali cele samolotom i rakietom NATO. Od 31 marca lotnictwo Paktu Północnoatlantyckiego dokonało 19.877 lotów bojowych i uderzeń z powietrza. W lipcu prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, zniecierpliwiony długim oporem Kaddafiego, polecił przekazać brytyjskim i francuskim sojusznikom szczegółowe dane wywiadowcze, także z satelitów i urządzeń podsłuchowych, dotyczące celów i infrastruktury armii libijskiej. Przyniosło to upadek reżimu. Zmasowane naloty, w których wzięły udział drony, automatyczne samoloty armii USA, oraz prawdopodobnie potężnie uzbrojone powietrzne statki artyleryjskie – helikoptery Apache, utorowały rebeliantom drogę do Trypolisu. Z ochroną ludności cywilnej nie miało to wiele wspólnego. Atakowane nieustannie z powietrza oddziały pułkownika utraciły zdolność do sprowadzania zaopatrzenia i utrzymywania ze sobą łączności. Armia reżimu rozpadła się. Wielu żołnierzy zdjęło mundury i odeszło do domów. Jaka będzie Libia po Kaddafim? Wśród

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 35/2011

Kategorie: Świat