W Grecji gwałtownie rośnie liczba porzucanych i oddawanych dzieci Maria ma niecały rok. Kilka miesięcy temu matka porzuciła ją pod drzwiami jednego z ateńskich szpitali. Dołączyła kartkę, na której napisała krótko: „Zaopiekujcie się nią, proszę”. Mimo poszukiwań policji nie udało się odnaleźć ani matki, ani krewnych maleńkiej Marii. Dziewczynka trafiła do sierocińca, gdzie mieszka wraz z innymi, tak jak ona porzuconymi dziećmi. Piątkowe widzenia Bezrobotna Anna żyje razem z matką z jej niewielkiej emerytury. Czasem może dorobić parę euro na czarno w pobliskiej restauracji, ale to, co przynosi do domu, nie wystarcza na życie dla całej rodziny. Ojciec nie żyje, mama jest schorowana, a były partner, a zarazem ojciec jej dziecka, odszedł dawno temu. Nie ma z nim kontaktu. Pracę w prywatnej firmie, która upadła na fali kryzysu, Anna straciła trzy lata temu. Na początku jakoś wiązała koniec z końcem. Niewielkie oszczędności szybko jednak się skończyły, a zdolności kredytowej bez stałej pracy nie miała żadnej. Zresztą banki wprowadzały ograniczenia nawet dla tych, którzy pieniądze mieli. – My z matką to jakoś przetrzymamy, ale moja córka? Długo tłumaczyłam jej, że to tylko chwilowy brak pieniędzy, że niedługo będzie lepiej, aż w końcu przestałam oszukiwać i siebie, i ją. Ona ma siedem lat. Rozwija się, rośnie, ciągle potrzebuje nowych ubrań. Do tego szkoła, książki, zeszyty. Nie mam z czego za to zapłacić. Co mogę jej dać teraz, kiedy nie mam nawet na jedzenie? Anna oddała córkę do domu opieki. Jak mówi, dla jej dobra. Z zarobionych w restauracji euro kupuje jej czekoladę albo inne słodycze i zanosi w każdy piątek. Wtedy mają widzenia. Kiedy wraca z tych spotkań, płacze cały wieczór. Chciałaby zabrać córkę do domu, ale wciąż nie wie, kiedy ten dzień nastąpi. – Szanse na nową pracę mam niewielkie – dodaje. Tala Czteroletnią Talę znaleziono koło rzeki Ewros na północy Grecji. Była wtulona w martwe ciało ojca. Mężczyzna zmarł kilkanaście godzin przed przybyciem pomocy. Tala i jej tata uciekali z ogarniętej wojną Syrii do Europy. W grudniu zeszłego roku dotarli na granicę grecko-turecką, potem przeprawiali się przez Ewros. By Tala nie przemokła i nie zmarzła, ojciec trzymał ją wysoko na rękach i sam zmagał się z lodowatą wodą. Gdy dotarli na brzeg, położyli się na ziemi i wtulili w siebie – tata objął dziecko, by móc jak najdłużej ogrzewać je swoim ciałem, i zmarł. Przestraszona dziewczynka leżała w jego ramionach godzinami, póki ich nie odnaleziono. Tala została przewieziona do szpitala w Salonikach, zbadana, a następnie umieszczona w domu opieki greckiej organizacji Uśmiech Dziecka, największej pomagającej dzieciom w tym kraju. Po długich poszukiwaniach odnaleziono jej matkę i młodszego brata. Byli w Syrii, czekali na wieści z Europy. Kiedy udało się dokonać niezbędnych formalności, sprowadzono pozostałą część rodziny do Grecji. Mieszkają tam do dziś. Z nadzieją na lepszą przyszłość – Grecy nie stali się nagle okrutni i nie zaczęli ot tak porzucać swoich dzieci. Rodzina w greckiej kulturze jest bardzo ważna – tłumaczy Kostas Giannopoulous, założyciel Uśmiechu Dziecka. – Nie można rozpatrywać tych zachowań jedynie pod kątem finansowym. Problem jest bardziej złożony. To bieda, stres i przeciągające się kłopoty, z którymi nie można sobie poradzić, sprawiają, że rodzice decydują się na taki krok. Robią to z nadzieją, że ktoś zaopiekuje się ich dziećmi i da im szansę na lepsze życie, bo ich samych na to nie stać. Ciągnący się latami kryzys w Grecji to nie tylko brak pieniędzy. Nieustanna walka o przetrwanie rodzi ogromną presję, odbijającą się na kondycji greckich rodzin, także psychicznej. Frustracja i bezsilność doprowadzają ludzi na skraj wytrzymałości. Część popada w nałogi, alkohol i narkotyki, staje się agresywna. Cierpią dzieci, bo rodzice często na nich wyładowują złość – są bite, maltretowane, wykorzystywane. Takie organizacje jak Uśmiech Dziecka to niekiedy jedyna szansa, żeby ten uśmiech znów pojawił się na ich twarzach. – Dzieci, którymi się opiekujemy, z reguły mają przeszłość krótką, ale dramatyczną. Ostatnio przyjęliśmy pod nasz dach troje rodzeństwa. Wychowywał ich samotny ojciec, ale kiedy stracił pracę, popełnił samobójstwo, bo nie umiał sobie poradzić