We Włoszech nasiliły się ataki na wolność prasy
Korespondencja z Rzymu
Zamach na Sigfrida Ranucciego, włoskiego dziennikarza śledczego i redaktora naczelnego programu „Report”, wstrząsnął nie tylko Włochami. Poruszył również tych, którzy jeszcze wierzą, że Europa jest bezpiecznym kontynentem dla wolnego słowa. To uderzenie w fundament demokratycznego porządku, czyli w prawo obywateli do informacji. A zarazem najpoważniejszy incydent w serii ataków na wolność prasy we Włoszech. Te zaś w ostatnich latach wyraźnie się nasiliły.
16 października br. przed domem Ranucciego w Pomezii eksplodowała bomba domowej roboty. Potężny ładunek zniszczył samochód dziennikarza i uszkodził auto jego córki. Zaledwie kilka minut wcześniej Ranucci wrócił do domu po dłuższej nieobecności. Zdjęcia spalonego wraku oraz uszkodzonej bramy szybko obiegły media społecznościowe i trafiły na pierwsze strony gazet. „To już nie była tylko groźba – to był sygnał, że ktoś chce mnie uciszyć”, powiedział Ranucci, komentując zamach.
„Report” nie ma sobie równych. Z jednej strony, to najbardziej ekonomiczna produkcja we włoskiej telewizji publicznej RAI, z drugiej – program najbardziej opiniotwórczy, dociekliwy, bezkompromisowy i znienawidzony przez polityków. Przy produkcji pracuje łącznie 10 osób, a śledztwa dziennikarskie prowadzą samodzielnie freelancerzy; niektóre trwają nawet trzy-cztery miesiące.
Sigfrido Ranucci dołączył do redakcji w 2006 r., a po 10 latach został prowadzącym program i redaktorem naczelnym. Pod jego kierownictwem „Report” skupił się na śledztwach dotyczących korupcji, finansów publicznych, przestępczości zorganizowanej, powiązań mafii z polityką i ekstremistami oraz ochrony środowiska. Ranucci otrzymał kilka prestiżowych nagród dziennikarskich, ale to w niego i w program wymierzane są najczęściej oskarżenia o zniesławienie – tzw. pozwy zastraszające. Z powodu gróźb otrzymywanych w związku z prowadzonymi śledztwami dziennikarz pozostaje pod ochroną policji od 2009 r. Jego praca od dawna jest dla wielu niewygodna, a ostatnio coraz bardziej niebezpieczna dla niego samego.
W sprawie zamachu na Ranucciego śledztwo prowadzi rzymska prokuratura antymafijna. Tropów jest wiele: od gróźb mejlowych i anonimowych listów po zastraszanie przez lokalne grupy przestępcze i środowiska skrajnej prawicy. W tle pojawia się również wątek albańskiej mafii narkotykowej, o której „Report” realizował serię reportaży. To właśnie w rejonie Torvaianiki, niedaleko domu Ranucciego, działają klany odpowiedzialne za handel narkotykami i przemoc, o czym program RAI mówił od lat.
Sam dziennikarz ujawnił, że w ostatnich latach był wielokrotnie zastraszany: „Niedawno włamano się do mojego drugiego domu w prowincji Latina. Nie mówiłem o tym nikomu poza policją”. Rok wcześniej jego ochrona znalazła dwa naboje kalibru 38 na trawniku przed posesją. „Nie zostawiono ich dla mnie. Wypadły po prostu komuś, kto czaił się z bronią za ogrodzeniem. Wiedział, że wracam po kilku dniach nieobecności”, wyznał po zamachu.
Ranucci ujawnił również, że w 2010 r. jeden z członków klanu Santapaola chciał go zabić, ale został powstrzymany przez ojca chrzestnego cosa nostry Mattea Messinę Denara. Poziom zagrożenia wzrósł w 2021 r., a dziennikarzowi przyznano całodobową ochronę. „Narkotykowy










