Dziewięć dni pod ziemią

Dziewięć dni pod ziemią

W Silesii wywalczyli cofnięcie likwidacji kopalni, ale czy to jest metoda? W Czechowicach mówią, że tak naprawdę to Żyrek rządzi dziś Silesią. I on wywalczył przedłużenie żywota tej kopalni. – Mówiłem parę dni przed strajkiem – opowiada Kazimierz Żyrek, szef zakładowej „Solidarności”: „Idźcie do swoich matek i żon, powiedzcie, że wybije godzina zero, że trzeba będzie zostać na dole”. A do żon górników: „Powiedzcie dzieciom, że ojciec walczy o przetrwanie”. W pierwszej fazie zjechało na dół strajkować 500 chłopa. Tego jeszcze nikt nie zrobił. Nawet w filmie Kutza było tylko stu górników. Miałem telefony, że jeszcze mi się do dupy dobiorą. No i co z tego? Po referendum unijnym te ludki mogłyby sobie jeszcze długo siedzieć na dole. Ale ja wszędzie nadawałem. Kolega nawet w Chinach słyszał, co mówiłem w Radiu Maryja. Mnie nie chodziło o politykę, lecz o ludzi. To była spontaniczna sprawa. Tu strajkowali wszyscy. Przynależność związkowa nie miała znaczenia. Z tą listą jak z Yeti 11 grudnia ubiegłego roku zostało zawarte porozumienie między górniczymi związkami zawodowymi a przedstawicielami rządu dotyczące programu restrukturyzacji górnictwa. „Solidarność” tego dokumentu nie podpisała. W kwietniu związkowcy zaczęli okupować siedzibę Kompanii Węglowej w Katowicach. Ale kiedy przyszła Wielkanoc, okupacja się skończyła. Związkowcy zapowiedzieli tylko zaostrzenie form protestu. Im bliżej było czerwca, tym coraz częściej zaczęły krążyć opowieści o liście kopalń przeznaczonych do likwidacji. Kompania zapewniała, że takiej listy nie ma. Jej rzecznik, Jan Czypionka, powtarzał: – Z tą listą jest jak z Yeti. Niby wielu go widziało, ale w rzeczywistości nie istnieje. Wiceprzewodniczący górniczej „S” i szef związku w kompanii, Dominik Kolorz, nie dawał wiary słowom rzecznika ani wysokich funkcjonariuszy rządowych. I zapowiedział, że zrobi się taką akcję protestacyjną w kopalniach, jakiej Polska nie widziała. Kopalnia Silesia w Czechowicach-Dziezicach zatrudnia 1,3 tys. osób (przed restrukturyzacją – 3,6 tys.). Wydobywa 1,2 tony wysokogatunkowego węgla. W ubiegłym roku obchodziła jubileusz stulecia. Poszła plotka, że ma zostać zlikwidowana. W kopalni wrzało. 26 maja bieżącego roku zmienił się dyrektor. Przyszedł nowy, żeby się dowiedzieć na dzień dobry, że pierwsza zmiana nie wyjedzie na powierzchnię, a druga przyłącza się do pierwszej. Żądanie: zagwarantowanie na piśmie przez Zarząd Kompanii Węglowej, że kopalnia nie będzie zlikwidowana do roku 2006. Sformułował je Kazimierz Żyrek. Lider Żyrek jest góralem z Węgierskiej Górki. Wcześniej zasłynął z tego, że chciał sprowadzić do Czechowic biznesmenów z RPA, żeby kupili kopalnię. – Jestem kontrowersyjny – mówi o sobie. – Ciągle różni się mnie czepiają. Ostatnio nawet „NIE” mi przywaliło: „hrabia ze styropianu”. Niech im będzie. Mnie to nie rusza. Etatowy pracownik kopalni, działacz związkowy, a jednocześnie biznesmen. Powyciągali mu już różne historie. Ot, choćby taką: żona Żyrka ma firmę. Firma nazywa się Euro-Pol i m.in. handluje węglem z kopalń jednej ze spółek węglowych. Wszystko szło dobrze, póki Euro-Pol nie wpadł w długi. (- To przez nieuczciwych kontrahentów – tłumaczy Żyrek). 57 wierzycieli, ponad 4 mln zł zobowiązań. Od stycznia toczy się w Sądzie Gospodarczym w Katowicach postępowanie układowe. Żyrek występuje jako pełnomocnik żony. Od kilku miesięcy państwo Żyrkowie mają rozdzielność majątkową. Jak ktoś trafi w bielskie okolice, to pewnie zwróci uwagę na hotel Rist. To rezydencja i siedziba trzech firm należących do Żyrków. Obciążony hipoteką na 5 mln zł (ponad połowa spłacona). Od sierpnia ubiegłego roku Kazimierz Żyrek nie figuruje na liście właścicieli. Jest za to wierzycielem firmy swojej żony. Najpierw było tego ponad ćwierć miliona złotych, potem szybko urosło do miliona. To może mieć istotny wpływ na przebieg postępowania układowego. Żyrek powtarza, że nie wykorzystuje swojego stanowiska do działalności gospodarczej. Nie jeździ mercedesem klasy lux, lecz najnowszym nissanem primerą. „Solidarność” w kopalni zakładał razem z Kazimierzem Grajcarkiem w 1980 r. Miał wtedy 26 lat. Potem „internat”, powrót, od nowa „Solidarność”. – Przerobiłem w tej kopalni 31 lat – mówi. – Zżyłem się z nią. Od kilku lat trwa batalia o to, jak ją zamknąć. To mój obowiązek – walczyć o ludzi. Mnie tu wybrali 99% głosów. Żyrek nie ukrywa, że to on przyniósł informację o planach likwidacji Silesii. – Mam w Kompanii Węglowej wielu znajomych, którzy czują górnictwo i powiedzieli mi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Kraj