Dżihad przeciwko niewiernym

Dżihad przeciwko niewiernym

W Arabii Saudyjskiej terroryści urządzają makabryczne polowania na cudzoziemców

Obcokrajowcy w Rijadzie żyją w strachu. Wielu odesłało żony i dzieci do domu. Inni przenieśli się do bezpiecznego Bahrajnu. Personel British Airways i niemieckiej Lufthansy nie nocuje już w Arabii Saudyjskiej, lecz w Kuwejcie.
Ambasady państw zachodnich i wielkie firmy zabiegają u władz królestwa o zgodę na sprowadzenie własnych uzbrojonych ochroniarzy. Społeczność szwedzka w Rijadzie, licząca 800 osób, zatrudniła dwóch nowych nauczycieli, jednak okazało się, że na nowy rok szkolny pozostanie tylko dziesięciu uczniów.
W Arabii Saudyjskiej islamscy ekstremiści spod znaku Al Kaidy działają coraz bardziej zuchwale. Ich celem jest obalenie „odszczepieńczej” i „wysługującej się Amerykanom” dynastii Saudów. Od maja ub.r. w atakach terrorystycznych zginęło ponad 90 osób, zaś setki odniosły rany. Przywódca organizacji występującej jako Al Kaida Półwyspu Arabskiego, Abdul Aziz al-Mukrin, zagroził, że 2004 r. będzie dla królestwa Saudów rokiem nędznym i krwawym. Zdaniem polityków w Waszyngtonie, już wkrótce Arabią wstrząśnie zamach terrorystyczny na wielką skalę.
Ostatnio muzułmańscy bojówkarze urządzają makabryczne polowania na „chrześcijańskich pasożytów”, „krzyżowców” i „Żydów”, czyli na obcokrajowców pracujących w tym pustynnym, bogatym w ropę kraju.
29 maja zbrojni ekstremiści wdarli się do zamieszkanego głównie przez cudzoziemców kompleksu w naftowym mieście Chobar. Napastnicy z zimną krwią chodzili od drzwi do drzwi, wyszukując i mordując chrześcijan. Uśmiercili 22 osoby, w tym 19 obcokrajowców. Mimo spektakularnej akcji, przeprowadzonej zapewne na pokaz, saudyjskie siły bezpieczeństwa ujęły tylko jednego zabójcę.
6 czerwca nieznani sprawcy ostrzelali ekipę telewizji BBC, która udała się do uważanej za strefę ryzyka stołecznej dzielnicy Suweidi, aby sfilmować dom terrorysty poległego w potyczce z policją. Irlandzki kamerzysta Simon Cumbers zginął na miejscu, korespondent Frank Gardner, przeszyty kilkoma kulami, w stanie ciężkim leży w szpitalu.
Dwa dni później dopełnił się los 62-letniego obywatela USA, Roberta Jacobsa. Ekstremiści wybrali go zapewne dlatego, że był pracownikiem firmy Vinnel Corporation, która szkoli saudyjską Gwardię Narodową. Zabójcy dopadli Jacobsa, gdy parkował samochód w garażu. To, co się stało później, można zobaczyć na szokującym nagraniu wideo, umieszczonym na jednej z internetowych stron islamskich zelotów, które nosi tytuł: „Ścięcie amerykańskiego Żyda pracującego dla szpiegowskiej firmy Vinnel”. Film pokazuje wnętrze garażu. Ktoś po angielsku błaga o litość: „Nie, proszę, nie!”. Wtedy rozlegają się strzały i potężnie zbudowany biały mężczyzna pada na ziemię w kącie pomieszczenia. Do ciała podchodzą dwaj napastnicy i jakieś dziesięć razy

strzelają w plecy swej ofiary.

Następnie na klęczkach wykonują ruchy, jakby odcinali Amerykaninowi głowę.
11 czerwca, również przed własnym garażem w Rijadzie, zginął inny obywatel USA, Kenneth Scroggs. Zabójcy, którzy otworzyli ogień z samochodu, zbiegli. Scroggs był pracownikiem przedsiębiorstwa Advanced Electronics Co., współpracującego z koncernem lotniczym Lockheed Martin. Firma Advanced Electronic udoskonala w Arabii Saudyjskiej elektroniczne systemy dla amerykańskich wojskowych śmigłowców Apache. Systemy te umożliwiają helikopterom lot na małej wysokości, w absolutnym mroku i przy złej pogodzie, jak również odnajdywanie w takich warunkach celów. Tego samego dnia fanatyczni dżihadowcy uprowadzili innego Amerykanina pracującego dla Lockheeda, 49-letniego Paula Johnsona. Jego samochód obrzucono butelkami z płynem zapalającym, a kiedy kierowca usiłował uciec z płonącego auta, został obezwładniony i oszołomiony środkiem uspokajającym lub narkotykiem. 15 czerwca na internetowej stronie ekstremistów islamskich znalazło się wideo pokazujące zakneblowanego Johnsona, ubranego w pomarańczowy kombinezon podobny do tych, jakie noszą islamscy więźniowie w amerykańskiej bazie Guantanamo na Kubie. Uprowadzony mówi łamiącym się głosem, że jest obywatelem USA i „pracuje dla śmigłowców Apache”.
W Internecie znalazło się także oświadczenie bojowników świętej wojny Brygady Faludża na Półwyspie Arabskim (Faludża to irackie miasto, w którym opór przeciwko siłom okupacyjnym był szczególnie silny). Twierdzą oni, że uderzyli w zespół inżynierów doskonalących śmigłowce Apache, używane do ataków na muzułmanów w Iraku, Palestynie i Afganistanie. Porywacze zapowiedzieli, że jeśli tyrański rząd Arabii Saudyjskiej chce, aby jego amerykański władca został uwolniony, muszą w ciągu 72 godzin wypuścić z więzień wszystkich mudżahedinów. W przeciwnym razie krew Johnsona zostanie poświęcona dla Allaha. Syn uprowadzonego poprosił ze Stanów Zjednoczonych o łaskę dla swego ojca, który przecież bardzo ceni kulturę arabską i przesłał rodzinie egzemplarz Koranu. Sześciu niezależnych islamskich duchownych, szanowanych w kręgach ekstremistów muzułmańskich, orzekło, że mordowanie cudzoziemców jest grzechem i nie powinno się określać chrześcijan mianem niewiernych, lecz wezwanie to najwidoczniej nie znalazło posłuchu wśród terrorystów.
Rozsierdzony następca tronu Arabii Saudyjskiej i faktyczny władca tego kraju, książę Abdullah, zagroził dżihadowcom, że monarchia ma potężne siły bezpieczeństwa, jakich jeszcze nie widzieli, ale wkrótce je zobaczą. Zatrudnieni w królestwie cudzoziemcy przyjęli te słowa z niedowierzaniem. Wielu Amerykanów i Brytyjczyków podejrzewa, że

terroryści mają informatorów

i pomocników w policji i w wojsku. Zamachowcy bowiem nie działają bez przygotowania. Zazwyczaj starannie wyszukują ofiary, uderzają w najodpowiedniejszym momencie i znikają bez śladu. Pościg prawie zawsze kończy się fiaskiem.
W królestwie Saudów żyje około 17 mln poddanych sędziwego króla Fahda oraz ok. 8 mln cudzoziemców. Większość z nich to pracownicy fizyczni, wykonujący zajęcia, do których Saudyjczycy się nie kwapią. Ostatnio jednak ta sytuacja zaczyna się zmieniać. Królestwo pogrąża się w ekonomicznej stagnacji. Nawet bajeczne dochody ze sprzedaży ropy naftowej nie wystarczają już na pokrycie potrzeb pławiącego się w luksusie królewskiego Domu Saudów, rozbudowanej armii i sił bezpieczeństwa oraz na zapewnienie miejsc pracy dla miejscowej populacji coraz liczniejszej na skutek wysokiego przyrostu naturalnego (przyrost naturalny wynosi 2,92% rocznie, saudyjska kobieta rodzi przeciętnie pięcioro, sześcioro dzieci). Ostatnio nawet dumni Saudyjczycy poszukujący środków do życia muszą się imać zajęć wykonywanych do tej pory tylko przez Afrykanów, jak sprzedaż wody pitnej na ulicach.
Wśród cudzoziemców jest także około 100 tys. wysoko wykwalifikowanych specjalistów z Zachodu, inżynierów, techników, menedżerów, zatrudnionych przede wszystkim w sektorach komunikacyjnym i naftowym. Mieszkają oni

w silnie strzeżonych zamkniętych kompleksach,

z własnymi restauracjami, szkołami, sklepami, kortami tenisowymi czy nawet kinami, które w Arabii Saudyjskiej są wyjęte spod prawa.
Ale popularne jeszcze przed rokiem wśród przybyszów z Zachodu wyprawy na arabski bazar skończyły się. Cudzoziemcy wyczuwają atmosferę wrogości. Bettina Espe, jedna z nielicznych Amerykanek pracujących w portowym mieście Dżidda, opowiada: „Klientki w sklepach to już tylko Arabki, a nie kobiety z Zachodu. Czujemy się niepewnie, gdy ludzie tak dziwnie na nas patrzą. Zaledwie przed sześcioma miesiącami było inaczej”. Bettina, która przebywa w Arabii Saudyjskiej już cztery lata, zamierza wkrótce powrócić do Stanów Zjednoczonych.
Komentatorzy podkreślają, że exodus obcokrajowców jeszcze nie nastąpił, aczkolwiek rządy USA i Wielkiej Brytanii wielokrotnie wzywały swych obywateli do opuszczenia coraz niebezpieczniejszej ojczyzny Osamy bin Ladena. Obcokrajowcy odsyłają rodziny do kraju, sami jednak nie myślą o wyjeździe, przyzwyczajeni do życia w pustynnym kraju i do wysokich pensji. Niektórzy, jak Stephen Brundage z Michigan, pracujący dla koncernu naftowego Saudi Aramco, pocieszają się wisielczym humorem: „Jeśli będą nas mordować w dotychczasowym tempie, zajmie im to 500 lat”. Inni, prowadząc samochód, z obawy przed zamachem nigdy nie jeżdżą środkowym pasem. Co jednak się stanie, jeśli dojdzie do dużego zamachu? Terroryści najwidoczniej zamierzają uderzyć w newralgiczny punkt królestwa i uprzemysłowionego świata. „Bojówkarze chcą zdusić naszą ekonomię, chwytają nas za gardło”, twierdzi Chaled al-Maeena, wydawca saudyjskiego dziennika „Arab News”. Już po ataku w Chobar światowe ceny ropy wzrosły do rekordowego poziomu. Akcja terrorystyczna na większą skalę, mogłaby mieć bardzo poważne następstwa dla światowej ekonomii.
Sytuacja w monarchii Saudów jest coraz bardziej napięta. „Mamy starego, chorego władcę, książęta i królewskich braci, którzy są równie sędziwi, jednak tylko czekają na jego śmierć, aby zacząć spory o koronę. Arabii Saudyjskiej zagraża paraliż… Logiczne więc jest, że bin Laden wzmaga ataki”, napisał w komentarzu redakcyjnym dziennik „Saudi Gazette”. Być może, niektórzy wpływowi członkowie dynastii patrzą na akcje terrorystów przez palce, aby wykorzystać powiększający się chaos do zdobycia schedy po Fahdzie. Opływające w ropę królestwo i pracujących w nim cudzoziemców czekają trudne dni.

 

Wydanie: 2004, 26/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy