Eksportowe oblubienice

Eksportowe oblubienice

14.05.2018 Warszawa N/z kobieta w burce i mezczyzna fot Marek Konrad/REPORTER

Turczynki, które przyjechały do Polski po wyjściu za mąż, czują się jak w więzieniu Elif ma 23 lata. Jest matką dwóch chłopców, trzyletniego i rocznego. Wyszła za mąż za syna kuzyna swojej matki. 21-letnia Meltem też mieszka w Raszynie. Ma dziewięciomiesięczną córkę. Z wykształcenia jest nauczycielką Koranu. Mieszkanką Raszyna jest również Fatoş – matka dwojga dzieci. Natomiast 28-letnia Neslihan mieszka w Ursusie. Ma roczną córkę. Jest Hafiz, czyli zna Koran na pamięć. Wszystkie cztery są Turczynkami, „eksportowymi oblubienicami”. Znalazły się w Polsce w wyniku małżeństwa görücü usulü. Ich przyszli mężowie, będąc w Polsce, zawiadomili swoich rodziców, że chcą się ożenić, a oni znaleźli synom w Turcji wymarzone (zazwyczaj przez siebie) żony. Kiedy rodzice kandydatek wyrazili zgodę na małżeństwo córek, nastąpiło danie słowa, potem zaręczyny, ślub, wesele i tak kobiety znalazły się w Polsce. Mężowie Elif, Fatoş, Meltem i Neslihan mieszkają w Polsce od wielu lat. Zajmują się handlem odzieżą, pracują w gastronomii albo w sektorze budowlanym. Do naszego kraju najczęściej przyjeżdżają młodzi samotni Turcy i zazwyczaj jest to przyjazd za chlebem. Większość pracuje w rodzinnych firmach albo u krewnych. Kiedy ich status materialny się stabilizuje, decydują się założyć rodzinę. Niewielu żeni się z Polkami. Przeszkadzają im różnice kulturowe czy religijne. Albo przekonania ich rodziców. Niektórzy na jakiś czas wiążą się z Polkami, ale potem żenią z Turczynkami. Dla ich żon zaczyna się życie w europejskim więzieniu. Na szczęście urodziłam syna – Po przyjeździe do Polski przez pierwsze kilkanaście tygodni codziennie płakałam. Byłam w czwartym miesiącu ciąży. Mieszkaliśmy wtedy w Ursusie, mąż o godz. 4.30 rano wychodził do pracy, wracał dopiero o 17. Bywało, że nawet kilka razy w tygodniu po pracy jeździł z kolegami grać w piłkę, a po powrocie do domu szybko brał prysznic i szedł spać, bo następnego dnia wstawał o godz. 4. Całymi dniami byłam sama w domu. Nie znałam tu nikogo. Na naszym osiedlu nie było żadnej tureckiej rodziny, z którą można było się zaprzyjaźnić. Codziennie dzwoniłam do Turcji i godzinami rozmawiałam z mamą, której też się żaliłam. Kiedy nie ryczałam, sprzątałam mieszkanie. Każde pomieszczenie, każdy sprzęt, mimo że zrobiłam to poprzedniego dnia – tak swój pierwszy okres w Polsce wspomina Fatoş. Mówi, że w pewnym sensie ratunkiem stały się dla niej narodziny syna. W końcu miała zajęcie. Kiedy przeprowadzili się do Raszyna, poczuła się jeszcze lepiej, bo poznała kilka tureckich rodzin. Elif, która wyszła za mąż w wieku 19 lat, pierwszy szok przeżyła, widząc polskie mieszkanie. – Przed ślubem mąż w Stambule kupił mieszkanie w okolicy, gdzie mieszka jego rodzina. Urządziliśmy je według naszego gustu, wszystkie meble i dekoracje były jak z moich snów. Ale mieszkałam tam tylko miesiąc. Potem przyjechałam do Polski. Kiedy zobaczyłam mieszkanie w Raszynie, cała zaczęłam się trząść. Było stare, małe, zaniedbane, urządzone byle jak. Mąż wynajmował je, jeszcze kiedy był kawalerem. Elif także całymi dniami była sama w domu, jednak miała więcej szczęścia niż Fatoş – mąż codziennie po pracy zabierał ją do Warszawy. – Byliśmy w zoo, w Pałacu Kultury, na Starówce, na Nowym Świecie, chodziliśmy do tureckich restauracji. Na początku bardzo mi się to podobało, jednak z czasem zaczęło mi się nudzić. Zresztą kiedy przyjechałam do Polski, byłam w drugim miesiącu ciąży. Zmiana kraju, kultury, zmiana w moim organizmie. Wszystko naraz. No i nie znałam nikogo, z kim mogłabym przynajmniej zamienić kilka słów. Polskiego też nie znałam. Całymi dniami oglądałam tureckie kanały lub sprzątałam. Wreszcie się zbuntowałam, zaczęły się napady płaczu. Płakałam, starałam się namówić męża, abyśmy wrócili do Stambułu – mówi Elif. Mąż pozwolił jej pojechać na miesiąc do Stambułu. Trochę się uspokoiła. Niektóre Turczynki, nawet jeśli mają równie wyrozumiałych mężów, nie mogą sobie pozwolić na wyjazd do ojczyzny, bo polska wiza została im wystawiona na trzy miesiące. Po tym czasie składają wniosek o kartę pobytu. Problem polega na tym, że czekanie na nią trwa nawet półtora roku. Neslihan jest jedną z tych uwięzionych w Polsce. – W grudniu 2016 r.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2019, 2019

Kategorie: Kraj