Europa wyprzedza Amerykę

Europa wyprzedza Amerykę

Państwo opiekuńcze nie musi być hamulcem rozwoju gospodarczego

Pewnie to niezbyt miła niespodzianka dla zwolenników amerykańskiego modelu gospodarczego, ale, jak prognozują eksperci, w tym roku Unia Europejska może rozwijać się w tempie o ponad jedną czwartą szybszym niż Stany Zjednoczone. Według firmy Merrill Lynch, tempo wzrostu w strefie euro wyniesie 2,2%, podczas gdy w USA zaledwie 1,7%. Podobne są oceny OECD. Nasze Ministerstwo Gospodarki znacznie bardziej optymistycznie ocenia możliwości gospodarki amerykańskiej, ale i ono szacuje, że cała Unia w tym roku rozwijać się będzie w tempie 2,4%, a Stany Zjednoczone w najlepszym razie osiągną 2,3%.
Nie są to oczywiście powalające wyniki – np. w Chinach produkt krajowy w 2007 r. wzrośnie o 9,6%, w Argentynie o 7%, w Rosji o 6,3% – istotne jest jednak samo zjawisko owej „nieoczekiwanej zmiany miejsc”.

A jednak się kręci

– Mam nadzieję, że te obawy się nie spełnią – obawy, bo nie jestem zwolennikiem europejskiego modelu gospodarki, więc gdyby ten socjalny zakalec miał wygenerować rozwój szybszy niż USA, byłbym niemile zaskoczony – mówi prof. Wojciech Bieńkowski z SGH, zajmujący się gospodarką amerykańską.
Rzeczywiście, może to dziwić, zwłaszcza że ten rok dla Europy będzie jednak okresem nieco słabszego wzrostu. W USA jest przecież ekspansywna, wolnokonkurencyjna gospodarka, wspierana przez wszystkie działania władz amerykańskiego mocarstwa, pozbawiona barier krępujących rozwój, silna potężnymi kapitałami i przewagą demograficzną, płynącą z dynamiki społeczeństwa młodszego niż europejskie.
Po drugiej stronie oceanu mamy zaś Stary Kontynent starzejących się ludzi, z ekonomiką spętaną limitami, kwotami produkcji, dopłatami, skażoną interwencjonizmem, dużym udziałem sektora państwowego, wielkimi nakładami na cele socjalne, wysokimi kosztami pracy. A jednak w USA gospodarka kręci się wolniej. Do Europy napływają inwestorzy, ludzie chcą tu żyć, pracować i zarabiać, czują się pewniej i bezpieczniej niż w innych regionach świata. Prawda, za Atlantykiem mniejsze jest bezrobocie – ale różnica się kurczy, bo w USA wzrośnie z 4,7% obecnie do 5,1% w 2007 r., a w Unii spadnie z 7,9 do 7,5%.

Prawdy fundamentalne

Mało kto pamięta, że w przeszłości, w latach 2000-2001, UE także rozwijała się znacznie szybciej niż USA. Nie chcieli jednak tego zauważać polscy, często niedouczeni, a najczęściej nieuczciwi intelektualnie, ekonomiści i publicyści, wmawiający w żywe oczy, że wszechwładna ręka wolnego rynku i obcinanie wydatków społecznych to najlepszy sposób na szybki rozwój, powszechny dobrobyt i pracę dla wszystkich.
Tymczasem wcale nie jest tak, że gospodarka bez udziału państwa, sprywatyzowana, ograniczająca osłonę socjalną funkcjonuje lepiej i wydajniej. Spece od ekonomii naturalnie dobrze o tym wiedzą, ale często są fanatycznymi zwolennikami wolnego rynku, więc ideologię, z uprawiania której żyją, stawiają przed rzetelnością. Słusznie powiedział wybitny ekonomista Joseph Stieglitz, laureat Nagrody Nobla z 2001 r.: „Na politykę wpływała ideologia panująca w kręgach finansowych”.
Trzeba więc ciągle powtarzać rzeczy oczywiste – nieprawda, że im mniejsze podatki, tym szybsze tempo wzrostu i wyższy poziom życia, nieprawda, że podatek liniowy najlepiej sprzyja rozwojowi ekonomicznemu, nieprawda, że interwencjonizm szkodzi gospodarce, nieprawda, że sektor prywatny jest zawsze lepszy od państwowego, nieprawda, że wysokie koszty pracy pobudzają bezrobocie. Tak wymieniać można długo.
Warto znów zacytować Stieglitza: „Strategie po części oparte na nieaktualnym założeniu, że rynek sam przez się prowadzi do efektywnych rozwiązań, nie dopuszczały do pożądanych ingerencji państwa w rynek, czyli stosowania środków, które mogą doprowadzić do wzrostu gospodarczego i sprawić, by wszystkim lepiej się wiodło. (…) W standardowych modelach, którymi ekonomiści posługiwali się od pokoleń, dowodzono, że rynek funkcjonuje doskonale albo że jedyną przyczyną istnienia bezrobocia są zbyt wysokie płace, sugerując oczywiste lekarstwo: obniżenie płac”.

Ucz się, Johnny

Mądrzy politycy kierujący państwami europejskimi wyciągnęli wnioski z tych słów. W ich ślady zaczynają iść również Amerykanie, którzy wolnorynkową retorykę adresują głównie do innych, a na własny użytek nie wahają się stosować protekcjonistycznych ceł chroniących rodzimą wytwórczość, ogromnych subwencji dla rolnictwa, nakręcania koniunktury przez władze państwowe, podatku progresywnego, a nie broń Boże liniowego, oraz dużych transferów socjalnych.
Dzięki temu wszystkiemu w przyszłości Stany Zjednoczone znowu wejdą na ścieżkę szybszego wzrostu. Bo ekonomia to zbyt poważna sprawa, by zostawiać ją ekonomistom, często zapatrzonym w swoje idée-fixe i mającym klapki na oczach jak koń dorożkarski. Czym to grozi, przekonaliśmy się na własnej skórze w Polsce, na początku lat 90.

 

Wydanie: 07/2007, 2007

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy