Spór o pamięć

Spór o pamięć

Liberum veto Z wolna dochodzi do wspólnego, umiarkowanego i sprawiedliwego sposobu mówienia o relacjach polsko-żydowskich (…). Czas upływa, emocje stygną, a zwycięża ton umiarkowania i rzeczowa kompetencja. Jan Hartman, „Chciałbym być sobą”, „Tygodnik Powszechny” nr 31/2009 W Polsce toczą się różne spory o pamięć historyczną (jeden z nich jest istotnym elementem wojny polsko-polskiej między PO a PiS), ale tym razem chciałabym zająć się konfliktem między pamięcią polską a polsko-żydowską, dotyczącym okresu międzywojennego, wojny, różnych etapów PRL oraz III RP. Właśnie przeczytałam – bardzo, ale to bardzo uważnie – najnowszą książkę „polskiej Oriany Fallaci”, Teresy Torańskiej, „Śmierć spóźniła się o minutę”. Są to wywiady z trzema panami profesorami: Michałem Bristigerem (ur. 1921), Michałem Głowińskim (ur. 1934) i Adamem Danielem Rotfeldem (ur. 1938), którzy – chwała Bogu – ocaleli z Holokaustu. Wróciłam też do paru innych lektur, m.in. paraautobiograficznych powieści Wilhelma Dichtera „Koń Pana Boga” i „Szkoła bezbożników” (Znak), Martina Pollacka „Po Galicji” (Czarne) i „Żydownika Powszechnego”, specjalnego dodatku, którym redakcja „Tygodnika Powszechnego” uczciła swe 65-lecie (1945-2010). Znajdujemy tam najważniejsze teksty o „kwestii żydowskiej”, które w tym okresie ukazały się na łamach „TP”, m.in. słynny esej Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto” (1987) oraz niedawną wypowiedź prof. Jana Hartmana z UJ „Chciałbym być sobą” (2009). Autor, deklarując się jako Polak-Żyd, zachęca do zainteresowania się nie tylko antysemityzmem, lecz także antypolonizmem, przejawianym – jego zdaniem – przez niektórych byłych lub obecnych naszych współobywateli pochodzenia żydowskiego. Prof. Hartman sądzi, że antysemitów warto czasem wysłuchać, „wyłuskując ziarna prawdy unurzane w miąższu obsesji, mitów i kłamstw” (ja bym dodała: bredni). Mam wrażenie, że prof. Hartman chciałby ujawnienia pełnej, obiektywnej, rzetelnej prawdy o dziejach wielowiekowego, niełatwego współżycia dwóch naszych „narodów wybranych”. Wszak „prawdziwi Polacy” także uważają, że Bóg (Jehowa?) wyznaczył nam szczególną misję, co zawsze wydawało mi się szczególną „lechicką” aberracją. A prawda jest taka, że każdy naród jest inny i samym swoim istnieniem wzbogaca krajobraz kulturowy świata. W ogrodach botanicznych, stworzonych dzięki współdziałaniu kultury i natury, jest miejsce i dla róż, i dla stokrotek, a w towarzyszących im cieplarniach – dla wszystkich egzotycznych roślin. Tak widziałabym zglobalizowany świat. Trudno mi natomiast zgodzić się z opinią prof. Hartmana, że „Żydzi są zwyczajnym narodem”. Przecież to im zawdzięczamy dwie religie monoteistyczne, mozaizm i chrystianizm, oraz parareligijny marksizm, u Spinozy zaś i mego guru Fromma dopatrzyć się można zapowiedzi bliskiego mi panteizmu. Tu – wbrew dobrym obyczajom – pozwolę sobie na dygresję osobistą dotyczącą mego stosunku do antysemityzmu. Zetknęłam się z tym zjawiskiem bardzo wcześnie, jako paroletnie dziecko. Moi rodzice zarządzali niewielkim podzaleszczyckim majątkiem mojej babci po kądzieli, Celiny z Torosiewiczów Romanowskiej (pochodziła z tej samej rodziny co ormiański biskup Mikołaj Torosiewicz, który walnie przyczynił się do unii polskiego Kościoła ormiańskiego z Kościołem rzymskokatolickim, co ułatwiło przybyszom z dalekiej Armenii stosunkowo szybką, radykalną polonizację). Mój ojciec, Mikołaj Jakubiszyn, syn kowala z podzaleszczyckiej wsi – pierwszy w swej rodzinie, który jeszcze przed wojną 1914-1918 zdobył półwyższe wykształcenie – miał częste kontakty z kupcami żydowskimi z miasteczka Tłuste (Touste) i nawet nauczył się języka jidysz. Otóż zdarzyło się, że służąca Ukrainka poleciła mi: Idy, skaży pani, szczo tej parch pryjichau. Moja matka, której dosłownie przekazałam tę wiadomość, oburzyła się: „Jak ty mówisz, przecież Żydzi to tacy sami ludzie jak my”. Zapamiętałam to raz na zawsze. Przy okazji warto zauważyć, że po II wojnie wyjątkowo obrzydliwe słowo „parch” w ogóle wyszło z użycia, jakby polskie społeczeństwo czuło, że nie wolno go stosować jako określenia współobywateli dotkniętych tak niewyobrażalnym cierpieniem. Notabene ofiarą ludobójstwa jeszcze w 1915 r. padli Ormianie zamieszkali w Turcji. Zginęło ich około miliona albo i więcej. W wielokulturowej szkole w Zaleszczykach zaprzyjaźniłam się ze śliczną, przemiłą Lusią Kleinrock, która na szczęście ocalała, nie udało nam się jednak nawiązać trwałego kontaktu, czego do dziś żałuję, bo naprawdę ją lubiłam, chyba z wzajemnością. W 1935 r. w celu dopełnienia edukacji rodzice przenieśli mnie do elitarnej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 50/2010

Kategorie: Opinie