Faludża – miasto krwi

Faludża – miasto krwi

Rozwścieczony motłoch włóczył ciała Amerykanów po ulicach Dziesięcioletni chłopiec przygniótł stopą spaloną głowę Amerykanina. Wykrzyknął: „Gdzie jest Bush? Niech przyjdzie i to zobaczy!”. Zebrany wokół zmasakrowanych zwłok tłum triumfował. Mężczyźni tańczyli, rozdawali dzieciakom słodycze. Wrzeszczeli: „Faludża – cmentarz Amerykanów! Poświęcimy nasze dusze i krew dla islamu!”. Dwa zwęglone ciała „niewiernych” powieszono za stopy pod stalowym mostem nad szerokim nurtem Eufratu. Jedne ciało było pozbawione głowy. Kilka ekip telewizyjnych filmowało te sceny mrożące krew w żyłach. 31 marca w Faludży, mieście będącym bastionem oporu przeciw amerykańskiej okupacji, doszło do budzącej grozę erupcji przemocy. Dwa samochody terenowe z czterema amerykańskimi pracownikami ochrony wpadły w zasadzkę. Rozwścieczony motłoch spalił pojazdy i rozszarpał zwłoki. Jak stwierdził jeden ze świadków: „Niektóre części ciał ciśnięto do rzeki, a inne rzucono psom”. Ten paroksyzm nienawiści wstrząsnął generałami Pentagonu, którzy już mieli nadzieję, że sytuacja w Iraku zmienia się na lepsze. Amerykańskie media zastosowały autocenzurę. Najważniejsze stacje telewizyjne nadały tylko kilkusekundowe migawki, przy czym najbardziej drastyczne sceny zostały zaczernione. Przyjazna gospodarzowi Białego Domu telewizja Fox News więcej czasu poświęciła ocaleniu pewnej porwanej studentki niż masakrze w Faludży. A jednak istnieją obawy, że wydarzenie to zmieni nastawienie społeczeństwa USA do operacji w Iraku. 300-tysięczna Faludża, położona na pustyni, 55 km na zachód od Bagdadu, znajduje się w osławionym „trójkącie sunnickim”, w którym opór przeciwko okupacji jest najbardziej zacięty. Amerykańscy wojskowi twierdzą, że miasto było faworyzowane za czasów reżimu Saddama Husajna. Starszyzna miejscowych klanów otrzymywała wysokie stanowiska w armii i w państwowych firmach. Wydaje się jednak, że miasto nie zamieniłoby się w gniazdo mudżahedinów, gdyby nie fatalny incydent z 28 kwietnia ub.r. Amerykańscy żołnierze zakwaterowali się wówczas w jednej z tamtejszych szkół. Mieszkańcy lękając się, że tylu młodych, nieżonatych mężczyzn zagraża ich żonom i córkom, wzniecili protesty. W pewnym momencie padły strzały. Żołnierze uśmiercili 17 Irakijczyków. Przelana krew pobudziła antyamerykańskie nastroje w całym trójkącie sunnickim, a zwłaszcza w Faludży. W tym mieście tak naprawdę wojna nigdy się nie skończyła, a w niektórych dzielnicach, np. w zamieszkanej przez ubogich pracowników najemnych dzielnicy Al-Askari, rządzą bojownicy świętej wojny. Miejscowi nie mówią o Amerykanach, ale o „syjonistach” i „Żydach”. Ze ścian krzyczą napisy: „Młodzieńcze, podnieś głowę, albowiem jesteś w Faludży!”. Niemal codziennie dochodzi tu do ataków i zamachów. W listopadzie pod Faludżą zestrzelony został helikopter Air Force, w którym zginęło 16 żołnierzy Stanów Zjednoczonych. Mieszkańcy tańczyli na wraku maszyny. W styczniu pod miastem runął trafiony rakietą śmigłowiec Black Hawk. Ze szczątków wydobyto zwłoki dziewięciu Amerykanów. W lutym w pobliżu o mało nie zginął w zamachu naczelny dowódca sił zbrojnych USA na Środkowym Wschodzie, generał John P. Abizaid. Dwa dni później partyzanci rozbili więzienie, uwolnili dziesiątki aresztowanych i zabili 15 policjantów. 82. Dywizja Spadochronowa US Army stacjonująca w Faludży zajęła stanowiska na obrzeżach miasta, pozostawiając kontrolę nad śródmieściem irackim siłom bezpieczeństwa. W marcu spadochroniarzy zluzował doborowy 1. Korpus Ekspedycyjny Piechoty Morskiej. Twardzi marines postanowili wkroczyć do miasta. Rozpoczęły się ostre potyczki, w ciągu dwóch tygodni poległo ośmiu żołnierzy USA i wielu Irakijczyków. Rozsierdzeni dowódcy korpusu zarządzili surowe represje. „Przeszukują każdy dom. Gdzie tylko znajdą dwóch mężczyzn, jednego zabierają do aresztu. Ci marines zniszczą nas”, żalił się 26-letni mieszkaniec Faludży, Chaled Dżamaili. Amerykańskie helikoptery ostrzeliwały domy. W mieszkańcach miasta narastała żądza odwetu. Feralnego dnia, 31marca, mniej więcej o godz. 7 rano w miejscowości Habbandża, 25 km na zachód od Faludży, potężna bomba zakopana na drodze zamieniła w stos złomu pojazd pancerny typu M-113. W zamachu straciło życie pięciu żołnierzy z amerykańskiej 1. Dywizji Piechoty. O godzinie 10.30 cztery samochody terenowe jechały jedną z głównych ulic Faludży, mijając sklepy z materiałami piśmienniczymi i stragany z kebabem. Nagle ze wszystkich stron posypały się kule i pociski z granatników przeciwpancernych. Podobno strzelali mudżahedini, którzy wyskoczyli z dużej ciężarówki. Tylko dwa pojazdy zdołały wydostać się z pułapki. W samochodach znajdowali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2004, 2004

Kategorie: Świat