Jak w USA radzą sobie ze ściąganiem podatków i walką z rajami podatkowymi Amerykanie mają legendarnie wręcz niechętny stosunek do płacenia podatków. Wielu jest przekonanych, że podatki – szczególnie te federalne – to po prostu forma rabunku, a środki przekazywane w tej postaci państwu zawsze są marnotrawione. Żaden polityk poważnie myślący o karierze, zwłaszcza jeżeli jest związany z Partią Republikańską, nie powie głośno, że podatki są koniecznością. Nie powie też, że jeżeli Stany Zjednoczone będą chciały zmniejszyć deficyt budżetowy i zadłużenie, to oprócz cięcia wydatków niezbędne będzie podniesienie podatków. Przekonał się o tym boleśnie na początku lat 90. XX w. prezydent George Bush senior, gdy zmuszony przez trudną sytuację finansów publicznych zdecydował się zaproponować – wbrew obietnicom wyborczym – względnie niewielką podwyżkę podatków. Amerykanie podziękowali mu już po pierwszej kadencji. Podatki wczoraj… Niechęć Amerykanów do płacenia podatków jest starsza niż same Stany Zjednoczone. Gdy w drugiej połowie XVIII w. rząd brytyjski postanowił nałożyć na kolonie w Ameryce nowe podatki, a jednocześnie odmówił kolonistom prawa do wybierania swoich reprezentantów do parlamentu w Londynie, doszło do buntu. Jego efekty to wojna o niepodległość i powstanie Stanów Zjednoczonych Ameryki jako niezależnego państwa, które zresztą zachowało sceptyczny stosunek do podatków. Pierwszy federalny podatek dochodowy uchwalony został dopiero w czasie wojny secesyjnej (1861-1865). Nie był on wysoki – zaledwie 3% od dochodów powyżej 800 dol. rocznie i 5% w przypadku dochodów większych niż 10 tys. dol. rocznie. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze znaczyło to tyle, że podatki płacili ludzie zamożni. Po wojnie rząd federalny zrezygnował z pobierania podatku dochodowego. Pojawił się on jednak okresowo już pod koniec XIX w., by na stałe wejść w życie w 1913 r., po uchwaleniu XVI poprawki do konstytucji. Jednak i wtedy nie był wysoki – wynosił zaledwie 1% od dochodów przekraczających 3 tys. dol. rocznie i dodatkowo 6% od dochodów wyższych niż 500 tys. dol. rocznie. Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do I wojny światowej, podatki wzrosły, i to znacznie, ale nawet wtedy średnia stawka nie przekraczała 15%. W następnych dekadach stawki podatkowe zmieniały się, nigdy jednak nie wróciły do poziomu sprzed I wojny światowej. W szczytowym okresie II wojny światowej i po niej najwyższy próg podatkowy przekraczał 90% (jednak realna stawka – po uwzględnieniu odliczeń – „zaledwie” 70%). Nie oznacza to, że do początku XX w. Amerykanie nie płacili żadnych podatków federalnych. Płacili m.in. pod postacią ceł na produkty importowane czy od wartości nieruchomości. Obowiązywały również podatki stanowe, w XIX w. np. podatek pogłówny (o stałej wysokości płacony przez każdego mieszkańca). Nie były to kwoty wysokie, ale i tak mało kto płacił jakiekolwiek podatki. …i dziś Mieszkańcy oraz firmy działające w USA płacą nie tylko podatki federalne, ale również stanowe i lokalne, inne w każdym stanie i każdym hrabstwie. To jeden z czynników, które tak komplikują współczesny amerykański system podatkowy. Kolejnym jest wielość progów federalnego podatku dochodowego. W 2013 r. było ich siedem. Stawka najniższa, od rocznego dochodu w wysokości do 8925 dol., wynosiła 10%, a najwyższa, od rocznego dochodu przekraczającego 400 tys. dol. – 39,6%. Ponadto istnieje cały system odpisów, darowizn na cele charytatywne i religijne, a także osobne podatki np. od zysków kapitałowych. Nie mniej zagmatwany jest system podatków płaconych przez przedsiębiorstwa. W USA nie wprowadzono podatku od wartości dodanej (VAT), pozostając przy podatku od sprzedaży (sales tax), naliczanym za każdym razem, gdy dany przedmiot jest sprzedawany. Z tych powodów, aby poznać prawdziwy poziom obciążenia podatkami w Stanach Zjednoczonych, lepiej się przyglądać wskaźnikowi efektywnej wysokości stóp podatkowych, a nie nominalnym progom. Okazuje się, że chociaż korporacje powinny płacić podatek w wysokości nawet 40% przychodów, to np. w 2012 r. ich efektywna stopa opodatkowania wynosiła zaledwie ok. 12%, a niektóre największe korporacje – mimo wielomilionowych zysków – nie płaciły podatków wcale. Głośnym echem odbiło się też ujawnienie w 2012 r. zeznań podatkowych przez republikańskiego kandydata na prezydenta Mitta Romneya. Choć np. w 2010 r. zarobił ok. 22 mln dol., jego efektywna stawka podatkowa wynosiła zaledwie 14%, a w latach 1990-2010
Tagi:
Jan Misiuna









