Fukushima – tragedia bez końca

Fukushima – tragedia bez końca

Po katastrofie nuklearnej Japonia zamierza postawić na energię odnawialną Katastrofa w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi zmieniła Japonię. Jej następstwa są dramatyczniejsze, niż oczekiwano. Usuwanie skutków potrwa kilkadziesiąt lat i pochłonie dziesiątki miliardów dolarów. W wyniku awarii trzech reaktorów do atmosfery przedostało się 168 razy więcej radioaktywnego cezu niż po wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie. Według dziennika „Tokyo Shimbun”, powołującego się na źródła rządowe, po eksplozjach w Fukushimie emisja cezu 137 osiągnęła poziom 15 tys. terabekereli. Amerykańska bomba, która w sierpniu 1945 r. zniszczyła Hiroszimę, doprowadziła do skażenia powietrza, wody i ziemi 89 terabekerelami cezu. Fukushima uznana została za największą katastrofę nuklearną po Czarnobylu. Według francuskiego Instytutu Bezpieczeństwa Nuklearnego wybuch w reaktorze elektrowni jądrowej na Ukrainie w 1986 r. spowodował 900 razy wyższą emisję radioaktywnego cezu 137 niż w Hiroszimie. 11 marca 2011 r. Japonię dosięgło apokaliptyczne nieszczęście. Trzęsienie ziemi o mocy 9 stopni w skali Richtera wywołało ogromną falę tsunami, która runęła na północno-wschodnie wybrzeża. W Fukushimie, położonej 240 km na północ od Tokio, wstrząsy i woda poważnie uszkodziły przestarzałą, wyposażoną w archaiczne i niedostateczne systemy bezpieczeństwa siłownię nuklearną. Instalacje chłodnicze przestały działać. W trzech z sześciu reaktorów doszło do stopienia rdzeni. Osłony reaktorów zostały podziurawione. Wybuchy wodoru rozerwały budynki reaktorów. Elektrownia należąca do koncernu TEPCO (Tokyo Electric Power Company), największej firmy energetycznej kraju, zmieniła się w ruinę. Do oceanu trzeba było spuścić masy lekko skażonej wody, którą chłodzono pręty paliwowe. Władze zarządziły ewakuację mieszkańców z 20-kilometrowej strefy wokół siłowni. Domy musiało opuścić 80 tys. osób. Mogą wracać po dobytek jedynie po uzyskaniu oficjalnej zgody, na krótko i w kombinezonach ochronnych. Zezwolenie może otrzymać tylko jedna osoba w rodzinie. Rząd daje do zrozumienia, że ewakuowani już nigdy nie powrócą w rodzinne strony. Także z oddalonego aż o 60 km od elektrowni miasta Date musiało wyjechać ponad sto rodzin, których mieszkania zostały zbyt silnie napromieniowane. W gruzach elektrowni inżynierowie i pracownicy TEPCO, a także wynajęci z innych firm, pracują niestrudzenie i z narażeniem zdrowia, aby opanować sytuację. Mimo to szkody są ogromne. Na początku sierpnia w Fukushimie zanotowano rekordowy poziom promieniowania. W przewodzie wentylacyjnym między reaktorem jeden i dwa wskaźniki pokazały 10 siwertów na godzinę. Z pewnością radiacja była jeszcze wyższa, ponieważ na aparaturze pomiarowej skończyła się skala. Człowiek narażony przez pół godziny na takie promieniowanie ma bez terapii tylko 50% szans na przeżycie. Przedstawiciele TEPCO przyznają, że proces dekontaminacji skażonej wody zebranej w zbiornikach i podziemiach siłowni trwa dłużej, niż planowano. Zbyt często bowiem psuje się aparatura absorbująca radioaktywny cez. Do tej pory inżynierowie koncernu zakładali, że do stanu określanego jako cold shutdown doprowadzą do końca 2011 r. Stan ten zachodzi, jeśli woda w reaktorze pod normalnym ciśnieniem ma stałą temperaturę poniżej 100 st. C. Obecnie jest pewne, że w Fukushimie zostanie to osiągnięte dopiero w roku następnym. Nie ma wątpliwości, że usuwanie skutków katastrofy w elektrowni potrwa kilkadziesiąt lat. Japońska Agencja Bezpieczeństwa Nuklearnego i Przemysłowego NISA oraz specjaliści koncernu TEPCO doszli do wniosku, że operację usunięcia stopionych prętów paliwowych z trzech reaktorów będzie można rozpocząć dopiero w 2021 r. Potem demontaż uszkodzonych reaktorów potrwa dziesięciolecia. Przyznał to Naoto Kan, który jeszcze w sierpniu był premierem Japonii. Ustąpił jednak ze stanowiska po zaledwie 15 miesiącach, ostro krytykowany przez społeczeństwo, media, a także aktywistów własnej Partii Demokratycznej. Szefa rządu oskarżano, że zawiódł po katastrofie z 11 marca, która doprowadziła do najostrzejszego kryzysu w powojennej historii kraju, że działał za mało energicznie. W pożegnalnym przemówieniu Kan zapewniał, że w niesłychanie trudnej sytuacji zrobił wszystko, co tylko możliwe. Japończycy uważają, że to zbyt mało. Wcześniej premier próbował się uratować, zwalniając trzech dygnitarzy. Stanowiska stracili dyrektor Agencji Bezpieczeństwa Nuklearnego NISA, szef Urzędu Zasobów Naturalnych i Energii oraz wiceminister gospodarki. Oskarżano ich o to, że po tragedii popełnili wiele błędów, a może nawet usiłowali ukryć jej prawdziwe rozmiary. Zawiodła zwłaszcza NISA. Po katastrofie w Czarnobylu stworzono w Japonii znacznym kosztem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 36/2011

Kategorie: Świat