Dalia Grybauskaitč poradziła sobie z budżetem całej Unii, ale czy jako prezydent zdoła okiełznać kryzys na Litwie? Litwa podjęła decyzję: kraj ma uratować kobieta! – pod takim wielkim nagłówkiem czołowy wileński dziennik „Lietuvos rytas” oznajmił zwycięstwo unijnej komisarz ds. budżetu, Dalii Grybauskaitč, w wyborach prezydenckich z 17 maja. Pierwsza kobieta, która zostanie zaprzysiężona 12 lipca jako prezydent Litwy, uzyskała od razu w pierwszej turze głosowania pięć i pół razy więcej głosów niż jej najsilniejszy rywal, lider opozycyjnej Partii Socjaldemokratycznej, Algirdas Butkevicius. Pani Grybauskaitč przy frekwencji wyborczej wynoszącej 52% dostała 69% głosów, a Butkevicius – 11,7%. Litwini głosowali na przystojną 53-letnią ekonomistkę, wykształconą w Związku Radzieckim i nienależącą do żadnej partii, odkąd w 1989 r. przestała być członkiem Komunistycznej Partii Litwy. Na jednego z najsolidniejszych europejskich fachowców w sprawach finansów, kobietę, która nie pochlebiała wyborcom i mówiła im w czasie kampanii same gorzkie prawdy. Nie obiecywała cudu gospodarczego, lecz uprzedzała wprost, że „trudne czasy dopiero nadejdą”. Piknik w czasach cholery Przed rokiem, gdy rządził poprzedni, socjaldemokratyczny gabinet Gediminasa Kirkilasa, nazwała jego optymistyczne deklaracje i brak realnego przeciwdziałania rozpędzającej się właśnie inflacji „piknikiem w czasach cholery”. Poparcie dla niezależnej kandydatki zadeklarowali: konserwatywna koalicja rządząca, ojciec litewskiej niepodległości i były przywódca Sajudisu, prof. Vytautas Landsbergis, oraz były socjaldemokratyczny prezydent Algirdas Brazauskas, w którego rządzie była ministrem. Jednak pani Grybauskaitč powtarzała przed wyborami, że nie zamierza „odwdzięczać się” żadnej sile politycznej, że wobec żadnej nie czuje się zobowiązana. Jeszcze przed głosowaniem, którego wyników była zresztą niemal pewna, skrytykowała pracę aż pięciu członków rządu i dała wyraźnie do zrozumienia, że co najmniej dwóch z nich najpewniej wymieni. Wskazała szefów resortów finansów i opieki społecznej. W połączeniu z tą zapowiedzią jej słowa o „potrzebie znalezienia kompromisu między cyframi a mieszkańcami kraju” zabrzmiały jak deklaracja programowa. Litewskie nazwisko Grybauskaitč można tłumaczyć na polski jako Grzybowska. Końcówka „aite” oznacza, że jego właścicielka jest panną. Jako mężatka nazywałaby się Grybauskiene. „Pani Grzybowska”, jak ją nazywają z sympatią niektórzy polscy koledzy we władzach Unii Europejskiej, choć co najmniej do piątego pokolenia – jak sama mówi – nie było w jej rodzinie Polaków, mówi po polsku. Urodziła się w Wilnie, gdzie trudno byłoby nie nauczyć się polskiego. Włada naszym językiem, choć jeszcze lepiej angielskim, francuskim i rosyjskim. Jej polscy znajomi z Brukseli cenią „panią Grzybowską” za fachowość, otwartość, energię i poczucie humoru. Jako komisarz ds. budżetu zyskała sobie we władzach Unii silną pozycję. Jej popularność wśród społeczeństwa litewskiego zaczęła szybko rosnąć, gdy przyjeżdżając do kraju jako unijna komisarz, nie szczędziła uzasadnionych słów krytyki rządowi premiera Andriusa Kubiliusa, którego członkowie tracili, jej zdaniem, zbyt wiele energii na partyjne utarczki. Wtedy właśnie zaczął się pojawiać przy jej nazwisku przydomek, który należał dotąd do innej obdarzonej silnym charakterem kobiety ze świata polityki: żelazna dama. Dalia Grybauskaitč stała się nadzieją Litwinów, coraz bardziej przerażonych kryzysem gospodarczym, który dotkliwie zaatakował naszego północnego sąsiada. Tak naprawdę jednak pani prezydent elekt jest wielką niewiadomą. Nikt nie zna jej programu ani nie jest pewien, „kto za nią stoi”. Próbuje się więc wróżyć z życiorysu. W liczącym 3,4 mln mieszkańców kraju wszyscy się znają i na ogół nikt nie stara się „fryzować” swego życiorysu. Dalia Grybauskaitč dostała przydział pracy do garbarni, gdzie pracowała początkowo jako robotnica, a następnie laborantka. Ukończyła studia ekonomiczne na Uniwersytecie Leningradzkim i otrzymała skierowanie do Wyższej Szkoły Partyjnej w Wilnie jako wykładowca. W takich szkołach miało nadrabiać braki w wykształceniu wielu ówczesnych działaczy gospodarczych i partyjnych różnych szczebli. Wielu szło tam tylko dla zdobycia niezbędnego do dalszej kariery partyjnej dyplomu, nie przykładając się zbytnio do nauki. Młodziutka Dalia Grybauskaitč zasłynęła na całe Wilno z tego, że w ciągu jednej sesji egzaminacyjnej postawiła swym studentom z różnych szczebli aparatu partyjnego 66 dwójek. W gronie przyjaciół wspomina czasami z pewnym rozbawieniem miny, jakie mieli różni
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









