Gra o Lizbonę

Gra o Lizbonę

12 czerwca Irlandczycy zdecydują, czy traktat lizboński trafi do kosza Korespondencja z Dublina Konia z rzędem temu, kto w sposób przystępny i zrozumiały wymieni bądź streści główne założenia traktatu lizbońskiego. Zdecydowana większość obywateli Unii Europejskiej ma z tym wielkie problemy. Podobnie jest z Irlandczykami. Tyle że oni – jako jedyni – wypowiedzą się w referendum narodowym w kwestii: tak czy nie dla traktatu z Lizbony. Problem z wiedzą Irlandczyków na temat zapisów traktatu lizbońskiego jest spory. Świadczą o tym wyniki sondy przeprowadzonej na początku roku na zlecenie specjalnej Komisji ds. Referendum. Aż 62% ankietowanych obywateli Zielonej Wyspy stwierdziło, że nie ma najmniejszego nawet pojęcia o zapisach traktatowych. Jedynie 5% odpowiedziało, że dysponuje wystarczającą wiedzą, aby dokonać świadomego wyboru w dniu referendum. Dane te przyprawiają o ból głowy irlandzki rząd i nie zmieni tego fakt, że podobnie jest w innych krajach Unii. Dobrego humoru i animuszu nie stracił tylko przewodniczący Komisji ds. Referendum, Justice I. O’Neill. Stwierdził on, że „komisja ma wystarczająco dużo czasu, aby sprawić, że irlandzkie społeczeństwo będzie odpowiednio doinformowane na temat zapisów traktatowych i samego referendum”. Nastroje za pięć dwunasta Francuscy i niemieccy politycy zgodnie twierdzą, że irlandzkie referendum jest jedną z większych przeszkód na drodze do przyjęcia traktatu. Faktem jest, że choć premierzy – były Bertie Ahern i obecny Brian Cowen – popierają traktat i podczas kampanii informacyjnej robili, co w ich mocy, aby przekonać wyborców, ci jednak w większości wciąż są niezdecydowani. Pod koniec stycznia 2008 r. aż 64% uprawnionych do głosowania Irlandczyków nie wiedziało, jak zagłosować. Z biegiem czasu te proporcje się poprawiły, ale 35% obywateli Zielonej Wyspy wciąż się waha, a to zaś – zdaniem sfer rządowych – wciąż nie gwarantuje ostatecznego sukcesu. Z najnowszego sondażu, który przeprowadzono dla opiniotwórczego tygodnika „The Sunday Business Post” 23 maja, wynika, że 41% pytanych chce głosować za ratyfikacją traktatu. „To wciąż mało. O wiele za mało!”, alarmuje nowy minister spraw zagranicznych, Micheál Martin. 33% obywateli to zdecydowani przeciwnicy traktatu. Reszta wciąż jest niezdecydowana. To właśnie oni przeważą szalę w referendalnej rozgrywce o być albo nie być traktatu z Lizbony. Wielka kampania informacyjna ruszyła 12 maja. Jej koszt to – bagatela – 5 mln euro. Lwią część tej kwoty pochłonął druk 2 mln broszur zawierających 14-stronicowe objaśnienie najważniejszych punktów traktatu. Sceptycy okrzyknęli redaktorów, którzy przygotowali broszurę, „czarodziejami i mistrzami słowa”, mówiąc wprost: „Jak można na 14 stronach zmieścić, choćby w zarysie, streszczenie 294 kart prawniczego bełkotu!”. Zwolennicy ripostują: „Lepsze to niż nic”. Na przełomie kwietnia i maja broszura „EU Reform Treaty. Lisbon, December 2007” trafiła do każdego irlandzkiego domu i mieszkania. Każdy, kto chciał wiedzieć znacznie więcej o założeniach traktatu z Lizbony, mógł odwiedzić specjalną stronę internetową www.lisbontreaty2008.ie. Pod specjalnym i darmowym numerem infolinii dyżurowali eksperci, którzy odpowiadali na pytania zainteresowanych. Wielką pracę wykonali także sędziowie Sądu Najwyższego (High Court). Dbali o to, aby w kampanijnych wydawnictwach, spotach i streszczeniach nie znalazły się żadne przekłamania na temat traktatu. Sędziowie zgodnie deklarowali, że rozumieją ludzi, którzy nie chcą iść do urn, ponieważ nic na ten temat nie wiedzą. „To uczciwe postawienie sprawy – mówił sędzia Patrick F. O’Donnell. – Jeśli jednak trafi do nich odpowiednia informacja, jeśli zrozumieją, o co w tym wszystkim chodzi, jest większe prawdopodobieństwo, że pójdą głosować. W jaki sposób – za czy przeciw – to już ich demokratyczny wybór”. Irlandia – cudowne dziecko Unii Referendum w sprawie traktatu lizbońskiego to dobry moment na agresywną autoreklamę irlandzkich partii politycznych. Komisja ds. Referendum zastrzegła sobie jednak prawo do interwencji w trakcie gorącej batalii zwolenników i przeciwników traktatu. Chodzi o to, aby neutralizować wszelkie nieporozumienia i przekłamania. Mimo odmiennych programów i różnego widzenia przyszłości Irlandii najwięksi oponenci na scenie politycznej – rządząca Fianna Fail i opozycyjna Fine Gael – w kwestii referendum idą ramię w ramię. Obie partie są zwolenniczkami przyjęcia Traktatu Lizbońskiego. Powagę sytuacji dostrzega także lider Labour Party (Partii Pracy), Eamon Gilmore.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 24/2008

Kategorie: Świat