Granica znaczy przemyt

Granica znaczy przemyt

W Puńsku wielu Litwinów traktuje strażników granicznych jak okupantów

Pięć kilometrów od granicy z Litwą; ulice puste, czasem tylko pojawi się samochód, zwykle zachodni, drogi. – Łatwo się domyśleć, po co takie przyjeżdżają do naszego miasteczka – mówi Witold Liszkowski, wójt Puńska.
Największy ruch widoczny jest przy znanej w okolicy restauracji Sodas, gdzie można zjeść kartacze, kołduny, a także żmudzkie pierogi. W Sodasie zazwyczaj przesiadują tylko turyści. Tutejsi są ostrożni w stosunku do przyjezdnych, wolą obchodzić ich z daleka. Czasami jednak, tak jak dzisiaj, gra muzyka, bo ktoś z miejscowych zamówił salę na przyjęcie weselne. Dla reportera to szczególna okazja – na takiej uroczystości języki się rozwiązują.
Utwierdzam się w przypuszczeniach, czym zajmują się niektórzy goście. Skoro jest granica, to musi być przemyt. Słyszę, że jedni przywożą papierosy i wódkę, choć to coraz mniej się opłaca. Inni ryzykują i nastawiają się na większy zarobek – przeprowadzając ludzi przez zieloną granicę. Co jakiś czas straż graniczna zatrzymuje na wschodniej granicy przewodników pochodzących z Puńska.

Pochodzą z dobrych domów
Niewiele osób stąd jeździ na roboty do Niemiec, choć na miejscu pracę można dostać tylko w szkole, urzędzie gminy lub na poczcie. Ewentualnie w ośrodku zdrowia – coraz mniejszym, bo okrojonym z lokali przez straż graniczną.
Powinno być biednie, a tymczasem w pozbawionym przemysłu Puńsku staje willa przy willi. – Tu nie da się niczego ukryć. Wiadomo, kto jest kim i czym się zajmuje. Za małe miasteczko, by dało się coś zataić – opowiada weselny gość i mruga do mnie znacząco.
Mężczyzna mówi, że większość z „przewodników” zatrzymanych przez straż graniczną to młodziaki. Nie mieli nawet 20 lat.
– Szef przemytników obieca takiemu gówniarzowi luksusowy samochód i chłopak wszystko zrobi, zwłaszcza że zysk wydaje się łatwy – dodaje.
Gówniarz może być dziewczyną. Ta, którą we wrześniu zatrzymano z grupą przemytniczą koło Lubaczowa, kilka miesięcy wcześniej pracowała w Sodasie, ale miała dość harówki.
Witold Liszkowski twierdzi, że puńska grupa zajmująca się przerzutem ludzi jest na pewno większa niż liczba zatrzymanych. Ale prokurator rejonowy w Lubaczowie dla dobra śledztwa nie chce publicznie weryfikować tych informacji. Wiadomo tylko, że w tym biznesie nikt nie działa na własną rękę.

Sporna strażnica
Liszkowskiego martwi co innego: niechciana przez mieszkańców strażnica. Wójt ma nadzieję, że ujawnienie przestępczej grupy nie wpłynie niekorzystnie na stanowisko władz w tej sprawie. – To tylko potwierdza – podkreśla – że w okolicach Puńska nikt nie przechodzi przez zieloną granicę. Zatem strażnicę można bez obaw przenieść w inne miejsce.
Klemens Jurkun stoi na czele komitetu protestacyjnego, który sprzeciwia się lokalizacji strażnicy w ośrodku zdrowia. Kilkadziesiąt lat temu organizował budowę tej placówki za społeczne pieniądze. Teraz zebrał 1,1 tys. podpisów mieszkańców gminy pod protestem, który wyśle do Rady Europy. – Chcemy, by unijni urzędnicy zainteresowali się naszą sprawą, bo w Polsce brakuje tolerancji – mówi.
Kiedy wspominam o zatrzymaniu mieszkańców Puńska na granicy koło Lubaczowa, nie jest zaskoczony, ale nie podejmuje tego tematu. Dalej przedstawia argumenty za wyprowadzeniem strażnicy z miasteczka. Mówi, że Litwini od roku mają gotowe przynajmniej trzy miejsca: w Smolanach, Bokszach i Trakiszkach, przy przejściu kolejowym. Wszystkie są usytuowane daleko od granicy, a najdalej Boksze, bo aż kilkanaście kilometrów. Działkę w Bokszach właściciel gotowy jest oddać straży za darmo.
Płk Jarosław Żukowicz z zespołu prasowego Komendy Głównej SG pozostawia bez komentarza pytanie o zmianę lokalizacji. Oświadcza tylko: – Będziemy uszczelniać wschodnią granicę i inwestować w nowe technologie, to samo dotyczy strażnicy w Puńsku.
Od około dwóch lat Komenda Główna Straży Granicznej przestała interesować się kolejnymi rozmowami o zmianie lokalizacji swej placówki. Tymczasem Klemens Jurkun zebrał już ponad tysiąc stron dokumentów w tej sprawie: pisma i monity z prośbą o kolejne rokowania, prośby do rządu, premiera i prezydenta o interwencję, a także stanowiska światowych autorytetów, popierających litewskie starania. Są na tej liście Zbigniew Brzeziński, Jan Nowak-Jeziorański i nieżyjący już Jerzy Giedroyc.
Konflikt o strażnicę rozpoczął się w 1999 r. Według polskich władz, lokalizacja strażnicy w Puńsku jest optymalna. Była tu bowiem luka na granicy polsko-litewskiej, przez którą przemytnicy organizowali nielegalne przeprowadzki obywateli azjatyckich szukających szczęścia na Zachodzie. Jesienią 1998 r. przeszła w tej okolicy największa ludzka kontrabanda, jaką udało się zatrzymać. Liczyła 113 osób z Azji. Stąd pośpieszna decyzja o rozbudowie strażnicy właśnie w Puńsku, głośno oprotestowana przez lokalne i międzynarodowe środowiska litewskie. Litwini nigdy nie godzili się na strażnicę w miasteczku. Poza tym niefortunny termin wejścia funkcjonariuszy do budynku ośrodka zdrowia – 13 stycznia, w rocznicę żałobnych uroczystości po wydarzeniach pod wieżą telewizyjną w Wilnie – dał Litwinom dodatkowe argumenty, jakoby władze polskie nie liczyły się z mniejszością narodową. Litwini ciągle przekonywali, że kontrabanda, owszem, odbywa się, ale nie na terenie gminy Puńsk, a oni sami nie mają z tym nic wspólnego.

Strażnicy będą podrywać
– W naszej gminie było spokojnie, kiedy nie było straży. Teraz czujemy się jakbyśmy byli przestępcami – skarży się Jurkun.
Inni Litwini twierdzą, że młodzi żołnierze będą podrywać ich dziewczyny, potem żenić się z nimi, czym naruszą proporcje narodowościowe w gminie.
W Puńsku, określanym mianem stolicy Litwinów w Polsce, mieszka 1150 osób, a w całej gminie 4,5 tys. Ponad 80% stanowią Litwini, którzy chcą utrzymać właśnie takie proporcje. Budują ośrodki kultury i nie godzą się na likwidację niewielkich, acz kosztownych klas z litewskim językiem nauczania.
– Nie chcemy, by poszedł w świat stereotyp Litwina przemytnika, jak to usiłowali przekazać opinii publicznej poseł Jan Maria Rokita i były wicepremier Janusz Tomaszewski. W każdej społeczności i narodzie znajdują się czarne owce – protestuje wójt Liszkowski.

Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy