Grzyb a sprawa polska

Grzyb a sprawa polska

Prof. Roch Sulima, antropolog kultury i codzienności, o narodowym rytuale zbierania grzybów Jeśli nie znajdzie się w sezonie swoich grzybów, to tak, jak gdyby ubyło nam coś z pełni życia – Jaki sens przypisuje pan profesor corocznemu narodowemu rytuałowi zbierania grzybów? – Grzyby i miód w społecznościach słowiańskich to potrawy rytualne, bez których nie może się odbyć np. wieczerza wigilijna. Polacy, którzy wyemigrowali za ocean, domagali się, żeby wysłać im grzyby, bo bez nich święta traciły magię. Do grzybobrania mamy określony stosunek, powiedziałbym, wierzeniowy. Gdybyśmy odrzucili wszelkie zachowania merkantylne i określili siebie jako zbieraczy runa leśnego dla przyjemności, a nie zawodowo, to wówczas grzybobranie, co pewnie niejednego zdziwi, przypomina błądzenie w zaświatach… – …wędrówka dusz? – Mamy takie przekonania, takie wierzenia, że grzyby rosną nocą, a więc są czymś z rzeczywistości snu, nie rosną na naszych oczach. My je dopiero znajdujemy, one rosną zawsze pod naszą nieobecność. W naszej starej tradycji, dziś już mało czytelnej, grzyby wiążą się z czymś, co przypomina wędrówkę po śnie, po innym świecie. – To znaczy, że przez grzyby dotykamy tajemnicy tamtego świata? – Tak. Aspekt tajemniczości w zbieraniu grzybów jest tym właśnie, co nas pcha do tego lasu. Przynajmniej raz w roku jesienią musimy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2010, 39/2010

Kategorie: Kraj