Okrutne zamachy terrorystyczne wstrząsnęły Indiami. Władze ogromnego kraju nie są w stanie powstrzymać ekstremistów Świat jest w szoku po masakrze, którą islamscy terroryści urządzili w Bombaju, finansowej i przemysłowej stolicy Indii. W krwawej łaźni zginęło co najmniej 155 osób, a kilkaset zostało rannych. Napastnicy zaatakowali luksusowe hotele, restauracje, szpital, dworzec, kwaterę główną policji, biuro organizacji żydowskiej. Rzucali granaty i strzelali na ślepo, aby zabić jak najwięcej ludzi, w hotelach wzięli zakładników. Ogromne miasto pogrążyło się w chaosie. Wojsko i policja przez trzy dni nie potrafiły opanować sytuacji. Zamknięto centra handlowe, kina, szkoły, uczelnie i niektóre banki. „Ten atak to hinduski 11 września. Także w tym sensie, że zupełnie zaskoczył władze w Bombaju. Tamtejsze siły bezpieczeństwa były zupełnie nieprzygotowane”, powiedział w telewizji Fox News amerykański ekspert ds. terroryzmu Harvey Kushner. Wśród zabitych jest co najmniej ośmiu obcokrajowców (wśród nich trzech Niemców, Australijczyk, Japończyk i Kanadyjczyk) oraz 14 policjantów, w tym znany i popularny dowódca jednostki antyterrorystycznej Hemant Karkare oraz trzech wyższych oficerów. W Indiach targanych sprzecznościami religijnymi i etnicznymi do ataków terrorystycznych dochodzi niemal codziennie. Śmierć i grozę sieją islamscy radykałowie, muzułmańscy separatyści z Kaszmiru, hinduistyczni ekstremiści, a także naksalici, czyli maoiści walczący o „sprawiedliwość społeczną”, którzy grasują na ponad połowie terytorium rozległego subkontynentu. 120 mln mieszkańców Indii to muzułmanie, zazwyczaj biedniejsi i słabiej wykształceni od Hindusów. Stanowią oni większość mieszkańców Kaszmiru, do którego rości pretensje także islamski Pakistan. Jest to przyczyną nieustannych konfliktów. Atak islamskich fanatyków na parlament w New Delhi w styczniu 2001 r. o mało nie doprowadził do kolejnej wojny pakistańsko-indyjskiej. Według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w ciągu ostatnich sześciu miesięcy przeprowadzono w Indiach 64 zamachy, w których ponad 215 osób poniosło śmierć, a ponad 900 odniosło rany. Do tej pory nie było jednak tak dobrze skoordynowanej i przeprowadzonej w tak okrutny, metodyczny sposób, akcji terrorystycznej jak w Bombaju. Ta ogromna metropolia nad Morzem Arabskim liczy 16 mln mieszkańców, jest głównym ośrodkiem finansowym, ale także przemysłowym kraju. Terroryści uderzyli w środę, 26 listopada, około godziny 22.15. Uzbrojeni po zęby, zamaskowani młodzi mężczyźni przyjechali półciężarówkami. Podczas jazdy niektórzy strzelali z platform pojazdów na oślep do tłumu. Inni przypłynęli motorówkami i wylądowali przy Bramie Indii, naprzeciw której wznosi się słynny, zbudowany 105 lat temu hotel Tadż Mahal. Gośćmi tego zwieńczonego charakterystyczną kopułą obiektu byli m.in. królowa Elżbieta II i John Lennon. Zabójcy prawie jednocześnie zaatakowali kilkanaście różnych obiektów. Wtargnęli do Tadż Mahal, a także do innych luksusowych hoteli – Marriot oraz Oberoi Trident. Bez skrupułów słali serie kul w kierunku przerażonych gości. Wybuchy granatów ręcznych wznieciły pożary. W Tadż Mahal przebywało ośmiu europarlamentarzystów, uczestników oficjalnej konferencji UE-Indie. Polski europoseł Jan Masiel zdołał bezpiecznie wydostać się z budynku, lecz hiszpański europarlamentarzysta został ranny. Brytyjski członek parlamentu Sajjad Karim opowiadał przez telefon komórkowy. „Widziałem człowieka, strzelającego w hotelowym lobby z pistoletu maszynowego. Było nas ok. 25-30. Każdy uciekał w inną stronę. Poprzez kuchnię hotelową i restaurację udało mi się przedostać do piwnicy. Teraz siedzimy w ciemnościach, zabarykadowani”. Australijski aktor Brooke Satchwell wraz z sześcioma innymi gośćmi hotelowymi zamknął się w toalecie. „To było straszne, na korytarzach strzelano do ludzi. Przed pralnią leżały zwłoki”, opowiadał. Terroryści szukali Brytyjczyków i Amerykanów, pytali o paszporty, ale nie mieli litości także dla swoich rodaków. Z górnych pięter płonącego Tadż Mahal uratowała ludzi straż pożarna. 27 listopada ogłoszono, że hotel Tadż Mahal został opanowany przez siły bezpieczeństwa, jednak dopiero następnego dnia komandosi musieli unieszkodliwić ukrywającego się w hotelu terrorystę. W jednym z korytarzy znaleziono ok. 50 ciał. Ludzie uwięzieni w hotelu Oberoi Trident wywiesili przez okno płachtę z napisem: „Ratujcie nas!”. Terroryści przetrzymujący w hotelu zakładników, próbowali negocjować. Zażądali przez telefon uwolnienia wszystkich więzionych „mudżahedinów”. Ale rozmów nie było. Władze indyjskie postanowiły bezlitośnie rozprawić się z napastnikami. Policjanci i komandosi z jednostek specjalnych, wspierani przez rozmieszczonych
Tagi:
Jan Piaseczny









