Hiszpania bezradna wobec kryzysu

Hiszpania bezradna wobec kryzysu

Bezrobocie na Półwyspie Iberyjskim bije europejskie rekordy 23-letnia Abigail Serrano z Kordoby jest asystentką medycyny sądowej, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. Długo pozostawała bezrobotna, w końcu zatrudniła się jako kelnerka. „Było to możliwe tylko dzięki znajomościom. Naprawdę miałam wielkie szczęście”, cieszy się. Abigail rzeczywiście może mówić o szczęściu. W Hiszpanii prawie co druga osoba w wieku od 16 do 25 lat nie ma pracy. Młodzi pilnie uczą się języków i marzą o emigracji, przede wszystkim do Niemiec. Następuje fuga de cerebros – ucieczka mózgów za granicę. Wyjeżdżają najenergiczniejsi i najlepiej wykształceni. Ze szkodą dla gospodarki. Do RFN wybiera się Luis Oliveros, technik budowy samolotów z Madrytu, który do tej pory pracował dorywczo, oczywiście nie w zawodzie. Luis wielokrotnie bez skutku szukał zatrudnienia za pośrednictwem urzędów pracy: „Oferują tylko kursy, kursy i jeszcze raz kursy, ale żadnej pracy”. W ubiegłym roku po raz pierwszy więcej osób wyemigrowało z Hiszpanii, niż się w niej osiedliło. Młodzi bez pracy Hiszpania jest czwartą gospodarką eurolandu, ale szaleje tu – i wciąż rośnie – bezrobocie, najwyższe w Unii Europejskiej, może nawet we wszystkich krajach przemysłowych. Według oficjalnego komunikatu rządu w Madrycie w ostatnich 12 miesiącach utracono 410 tys. miejsc pracy. Tylko w lutym liczba bezrobotnych wzrosła o 112 tys. Bez zatrudnienia pozostaje 4,7 mln obywateli, najwięcej od 1996 r., kiedy przyjęto nową metodę obliczania bezrobocia (według innych danych liczba bezrobotnych sięgnęła już 5,3 mln). Hiszpańskie Ministerstwo Pracy nie podało stopy bezrobocia w procentach, ale europejski urząd statystyczny Eurostat poinformował, że w styczniu wynosiło ono 23,3%, wśród młodych zaś aż 49,9%. Sytuacja gospodarcza kraju jest coraz gorsza. Konserwatywny rząd premiera Mariana Rajoya zobowiązał się wobec UE do zmniejszenia deficytu budżetowego z 8,51% w 2011 r. do 4,4% w roku bieżącym. Wiadomo jednak, że nie będzie to możliwe. W zeszłym roku Hiszpania z trudem wyszła z recesji, osiągając 0,7% wzrostu gospodarczego. Na 2012 r. rząd przewidywał minimalny wzrost (0,2%), ale nie zostanie on osiągnięty. Ludzie nie mają pracy, ograniczają wydatki, popyt spada, a ekonomia hamuje. Nawet szef rządu ostrzega, że będzie gorzej. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenia, że w 2012 r. gospodarka skurczy się o 0,7%. Gabinet w Madrycie zwrócił się więc do Komisji Europejskiej o zgodę, aby deficyt budżetowy na ten rok mógł sięgnąć 6%. Pesymiści oceniają, że będzie wyższy. Premier Rajoy z Partii Ludowej, która w listopadzie odniosła zwycięstwo wyborcze, tłumaczy, że odziedziczył deficyt, bezrobocie i kłopoty gospodarcze po ośmioletnich rządach socjalistów José Luisa Rodrígueza Zapatera. Ale to tylko część prawdy. Do wzrostu deficytu budżetowego w ubiegłym roku przyczyniły się przede wszystkim rozrzutne władze autonomicznych regionów. Socjalistyczny rząd centralny tylko w minimalnym stopniu odpowiada za wzrost długu w 2011 r. W większości regionów władzę sprawują zaś konserwatyści, partyjni koledzy premiera Rajoya. Stanęły dźwigi Bezrobocie w Hiszpanii tradycyjnie jest wysokie, gospodarka zaś, od dziesięcioleci archaiczna, wymaga inwestycji i reform. Od norm europejskich odbiega też poziom komputeryzacji i cyfryzacji. W Andaluzji żyjącej z turystyki niespełna połowa przedsiębiorstw turystycznych korzysta z komputerów. Kiedy w 1999 r. kraj wszedł do strefy euro, rządy nie wprowadzały niezbędnych zmian. Władze centralne zadłużały się wprawdzie w nowej walucie ostrożnie, ale z zapałem pożyczali obywatele. Zwłaszcza w czasie bumu budowlanego, który stał się motorem gospodarki hiszpańskiej. Wielu zapragnęło mieć nowy dom czy drugie mieszkanie. Inni kupowali w nadziei na wzrost wartości obiektu i sprzedaż z zyskiem. Brano więc kredyty hipoteczne, chętnie finansowane przez banki. W latach 2004-2008 ceny mieszkań i domów skoczyły o 44%. Budownictwo zapewniało miejsca pracy i wzrost gospodarczy oraz dochody z podatków. W latach 1999-2007 gospodarka kraju wzrastała średnio w godnym szacunku tempie 3,7% rocznie. Politycy, przekonani, że tłuste lata będą trwały wiecznie, pozwolili, aby od wprowadzenia euro do końca 2008 r. koszty pracy podniosły się aż o 36% (w tym samym okresie w Niemczech koszty te zwiększyły się zaledwie o 3%). Rozkwit budownictwa okazał się jednak pułapką. Rząd i władze regionów nie inwestowały w inne gałęzie gospodarki, zaniedbywano nowoczesne technologie. Inwestycje budowlane stały się też znakomitą okazją do afer korupcyjnych.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2012, 2012

Kategorie: Świat