Jeżeli pacjent na zdjęcie gipsu w poradni ortopedycznej czy chirurgicznej ma czekać dwa miesiące, wiadomo, że przyjedzie na szpitalny oddział ratunkowy Mój chory na cukrzycę ojciec trafił dwa lata temu na SOR w Zawierciu. Był wtedy świeżo po amputacji stopy. Mama błagała, żeby ktoś się nim zajął, bo skarżył się na silny ból brzucha. Leżał osiem godzin na korytarzu i w tym czasie nikt nie zrobił mu nawet USG – opowiada Elżbieta. To początek mającej smutny finał opowieści o zderzeniu z rzeczywistością SOR-u. Dlaczego schorowany pacjent został potraktowany w ten sposób? Elżbieta nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. – Na oddziale ratunkowym było wtedy bardzo wielu pacjentów, ale żadnych ostrych przypadków – mówi. – Nikt nie wie, skąd to zaniedbanie. Nie widzieli potrzeby robienia badań, sądzili, że nie jest bardzo źle. Noga tak pięknie się goiła… Co więcej, wszystko działo się w szpitalu, gdzie mama 30 lat przepracowała jako położna. Znał ją cały personel, więc wierzyła, że jej mąż dostanie odpowiednią opiekę. Nie chciała, by przy tacie skakano ze względu na znajomości. Stan ojca Elżbiety pogarszał się jednak z godziny na godzinę. Doszło do zatrzymania moczu, nerki przestały pracować. – Gdy go w końcu łaskawie podpięto pod sztuczną nerkę, już niewiele można było zrobić – mówi dalej kobieta. – Kolejnymi następstwami była niewydolność krążeniowa, potem oddechowa. Tata zmarł w szpitalu pięć dni później. Stało się to w momencie, gdy przyjechałyśmy z mamą go odwiedzić i właśnie wysiadałyśmy z auta na szpitalnym parkingu. Gdybyśmy dotarły pięć minut wcześniej, zdążyłybyśmy chociaż się z nim pożegnać. Elżbieta dodaje, że na oddziale zlecono wprawdzie i wykonano badania krwi i EKG, ale wyniki zaginęły. Gdy je odnaleziono, okazało się, że ojciec miał bardzo wysoki poziom kreatyniny, co świadczyło o ostrej niewydolności nerek. Można go było uratować. Rodzina nie zdecydowała się dochodzić sprawiedliwości, szukać winnych. – Tacie i tak nie przywróci to życia – stwierdza córka zmarłego. Ta historia zdarzyła się dwa lata temu, ale wiemy, choćby z mediów, że do tego rodzaju sytuacji nadal dochodzi. W marcu zeszłego roku 39-latek, który przyjechał ze spuchniętą nogą do szpitala w Sosnowcu, zmarł po dziewięciu godzinach oczekiwania na pomoc. Zgony na SOR-ach w wyniku kolejek to rzadkość, jednak pacjenci nagminnie skarżą się na wielogodzinne oczekiwanie na pomoc. Ale czy to prawda, że jest coraz gorzej? Według informacji, której udzielił NFZ, powinno być nawet nieco lepiej – od 2015 r. liczba SOR-ów zwiększyła się o 19 oddziałów (było ich 218, jest 237). Finansowanie wzrosło o prawie 800 mln zł – z ponad 971 mln zł w 2015 r. do 1,745 mld zł w planie finansowym na rok bieżący. Co z obsadą oddziałów? Liczba lekarzy, zdaniem tych, z którymi rozmawiałam, raczej się nie zmienia na SOR-ach. Na uzyskanie centralnych danych o liczebności personelu oddziałów ratunkowych nie ma co liczyć. Trzeba by je zdobywać osobno we wszystkich jednostkach organizacyjnych, a więc samorządach różnego szczebla bądź uczelniach medycznych odpowiadających za kliniki uniwersyteckie. Ja tu od wczoraj czekam Trudno więc powiedzieć, czy jest gorzej, czy lepiej, ale kolejki i chaos na SOR-ach wciąż w wielu szpitalach są faktem. Joanna z Wrocławia: – Kilka tygodni temu po prostu upadłam. Nie pamiętam, czy straciłam przytomność, czy nie. W nocy zaczęła boleć mnie głowa – najpierw trochę, a potem ból stał się nie do zniesienia, nie mogłam nawet położyć głowy na poduszce. Ponieważ miałam dość wysokie ciśnienie (140/100), około godz. 2 pojechałam na nocną pomoc. Młody, zaspany lekarz zbadał mnie i zmierzył ciśnienie, które wynosiło już 150/110. Powiedział, że mam nierówne źrenice, a przy zamkniętych oczach tracę równowagę, co może wynikać z jakiegoś urazu głowy na skutek omdlenia. Dał mi skierowanie na SOR. Tam przyjęła mnie lekarka – ciśnienie miałam jeszcze wyższe. Potem kazano mi czekać. Siedziałam przez dwie godziny – do momentu, gdy pacjentka z zapaleniem nerwu twarzowego powiedziała mi, że jest tu od godz. 18 i teraz czeka na wynik jakiegoś badania. Straciłam nadzieję, że mnie przyjmą w najbliższym czasie, a w domu czekało na mnie dziecko karmione piersią. Zanim wyszłam z SOR-u, poprosiłam pielęgniarkę o coś przeciwbólowego, żebym jakoś dotrwała, aż będzie moja kolej na dalsze badania. Usłyszałam, że jak










