Stanisław Lem 1921-2006 Stanisław Lem nie żyje. Straciliśmy właśnie jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych wizjonerów, który porwał tłumy, choć wizje, jakie przedstawiał w swojej prozie, esejach, felietonach i nielicznych wypowiedziach prasowych, były najczęściej gorzkie i dotyczyły nie tylko przyszłości. Ale były zarazem dogłębnie fascynujące, bezkompromisowe, ostre, zmuszające do myślenia. To niepowetowana strata. Nie tylko dla inteligencji. Żegnamy więc naszego Autora, który pisał regularnie w „Przeglądzie” od czterech lat, z głębokim smutkiem i poczuciem żalu, ale też z nadzieją, że to wszystko, co po sobie zostawił, nie zostanie zmarnotrawione. Choć następców – brak. Wraz ze śmiercią Stanisława Lema odeszła na zawsze pewna epoka. A właściwie przepadła w otchłani współczesności, o której ten wielki myśliciel i pisarz miał w ostatnich latach jak najgorsze zdanie. Nie ulega wątpliwości, że Lem ukształtował sposób myślenia kilku generacji; że druga połowa XX w. należała do niego; że wreszcie jest on w gronie tych twórców i filozofów, którzy wycisnęli trwałe piętno na powojennej historii świata. Naprawdę trudno to przecenić. Zwłaszcza że rodzimy horyzont literacki nie pozostawia wątpliwości: Lema z zapartym tchem czytają kolejne pokolenia, jego „Bajki robotów” należą do kanonu lektur szkolnych, istniejąca od sześciu lat oficjalna strona internetowa (www.lem.pl) cieszy się niesłabnącą popularnością, podczas gdy współcześni pisarze science