Przyznanie Brazylii organizacji igrzysk olimpijskich potwierdza status tego kraju jako jednej z nowych potęg światowych Dla prezydenta Brazylii, który nauczył się pisać, mając 10 lat, a na życie zarabiał jako tokarz i robotnik zakładów metalowych, zanim został działaczem związkowym, a później przywódcą Partii Pracy, była to chwila spełnienia marzeń. Przyjechał specjalnie do Kopenhagi, aby na miejscu oczekiwać na werdykt Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Gdy ogłoszono, że to Rio de Janeiro, a nie Madryt będzie organizować za siedem lat igrzyska olimpijskie, po dobrodusznej, wzruszonej twarzy brodatego Luiza Inacia Luli da Silvy zaczęły płynąć łzy, a brazylijscy ministrowie, którzy przyjechali razem z nim, na różne sposoby wyrażali radość, jak kibice po wygranym meczu finałowym mistrzostw świata w piłce nożnej. Po ogłoszeniu wyników głosowania (za Rio opowiedziało się 66 z 98 członków MKOl) przez przewodniczącego MKOl, Jacques’a Rogge, telewizje całego świata pokazywały prezydenta w otoczeniu euforycznego tłumu, w którym legendarny Pele płacząc z radości, obej-mował się z pisarzem Paulem Coelho, a potem obaj ściskali się z Lulą i dawali wyraz radości z prawdziwie brazylijskim temperamentem. Chicago odpadło w pierwszej rundzie głosowań. Nie pomogło nawet to, że prezydent Barack Obama znalazł okazję, aby przed głosowaniem przyjechać na dwie godziny do Kopenhagi i zamanifestować osobiste poparcie dla idei przeprowadzenia 31. igrzysk olimpijskich w mieście, które jest mu bardzo bliskie. Potem wyeliminowano Tokio. „Gdyby wygrało Chicago, byłaby to piąta olimpiada w Stanach Zjednoczonych, gdyby Madryt – druga w Hiszpanii i gdyby wygrało Tokio, Japonia miałaby drugą olimpiadę. Tymczasem my potrzebowaliśmy okazji, żeby pokazać, że jesteśmy wielkim krajem, wielkim narodem”, powiedział dziennikarzom prezydent Lula. Igrzyska w Rio będą pierwsze w Ameryce Południowej, a drugie w skali całej Ameryki Łacińskiej. W 1968 r. odbyły się w Meksyku. Emocje wśród Brazylijczyków były tym większe, że wcześniej przyznano im organizację Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2014 r. 100 tys. mieszkańców Rio, a według niektórych brazylijskich gazet może nawet trzy razy więcej, szalało z radości i tańczyło na słynnej plaży Copacabana i na równoległej do niej eleganckiej ulicy Rainha Elizabeth. Hiszpanie i Amerykanie zachowali się elegancko, gratulując Brazylijczykom. Tymczasem Japończycy nerwowo nie wytrzymali. Gubernator Tokio, które przez długi czas było uważane za faworyta, Shintaro Ishihara, zachował się w sposób nieodpowiedni i nieelegancki, jak określił to Komitet Organizacyjny Igrzysk Olimpijskich w Rio w 2016 r. Gubernator wyraził przypuszczenie, że Brazylia „grała nieczysto”, a organizację igrzysk przyznano jej z „niejasnych przyczyn politycznych”. Wysunął też konkretne zarzuty. Insynuował, że prezydent Brazylii nakłonił przedstawicieli różnych krajów w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim, obiecując „bajeczną” pomoc gospodarczą krajom afrykańskim, a Paryżowi zakup francuskich samolotów wojskowych. Można się zastanawiać, jak to się stało, że kraj wschodzącej gospodarki wygrał w głosowaniu z pierwszą i drugą gospodarką świata, czyli ze Stanami Zjednoczonymi i Japonią, które ponadto są sportowymi potęgami. Brazylijski projekt organizacji igrzysk przedstawiony Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu był bardzo dobry. Jednak według ekspertów to nie on przekonał głosujących. Wzięto przede wszystkim pod uwagę położenie geostrategiczne Brazylii, reprezentującej prawie połowę ludności (400 mln) Ameryki Południowej i jej gospodarczy dynamizm, który sprawia, że coraz bardziej z kraju Trzeciego Świata staje się jedną z przyszłych światowych potęg. Możemy ostatnio obserwować znaczące i coraz wyraźniejsze przesunięcia na geopolitycznej mapie świata. Środek ciężkości, jeśli chodzi o wagę gospodarki, ze Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Japonii coraz bardziej przesuwa się ku krajom o wschodzących gospodarkach. Na niewiele dni przed głosowaniem w Kopenhadze szczyt G-20 w amerykańskim Pittsburghu dokonał pochówku klubu ośmiu najbogatszych krajów świata (G-8) i zastąpił go innym, w którym obecne są główne kraje wschodzące: Brazylia, Rosja, Indie i Chiny, czyli tzw. grupa BRIC. Deklaracja z Pittsburgha w punkcie 18. mówi: „Wybraliśmy G-20 jako główne forum międzynarodowej współpracy gospodarczej (…), aby włączyć w ten sposób główne gospodarki wschodzące i uznać ich wysiłki”. Deklaracja podkreśla, że celem jest koordynacja programów umacniania ich gospodarek i regulacje finansowe. Kraje BRIC, coraz bardziej świadome roli, jaką odgrywają w świecie, w połowie tego
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









