Ile seksu przed kamerą?

Ile seksu przed kamerą?

Filmowcy coraz częściej przekraczają granicę między pornografią a sztuką „Każdy reżyser ma pewnego dnia ochotę, aby bardzo konkretnie sfilmować akt seksualny, tę »małą śmierć«”, powiedział Nagisa Oshima z Japonii, którego film „Imperium namiętności” zrobił w 1976 r. furorę, ale także wywołał pikantny skandal. Obecnie coraz więcej twórców realizuje takie marzenia. „Granice seksualności przesuwane są w kinie z entuzjazmem nie widzianym od lat 70.”, pisze brytyjski dziennik „The Observer”, przypominając, że właśnie wtedy weszło na ekrany „Ostatnie tango w Paryżu”, stanowiące kamień milowy w historii filmowego erotyzmu. 56-letni Patrice Chereau, renomowany francuski reżyser teatralny i operowy, ma powody do dumy ze swego filmu „Intimacy”. Obraz ten wyróżniony został na ostatnim festiwalu w Berlinie prestiżową nagrodą Złotego Niedźwiedzia. A jednak na konferencjach prasowych reporterzy, zwłaszcza brytyjscy, wciąż pytają złośliwie: „Jak pan skłonił swą aktorkę, Kerry Fox, aby wzięła w usta penis partnera? Czy uważa się pan za twórcę pornograficznego?”. Chereau w odpowiedzi tylko kręci głową. Jak zwykle w takich przypadkach podkreśla, że seks w jego dziele jest integralną częścią fabuły, ilustruje obsesje i wyobcowanie pary bohaterów, ich tęsknotę za spełnieniem. „Dzikie pożądanie tych dwojga wynika z praludzkich instynktów.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Kultura