Inteligent, twardziel, obywatel

Inteligent, twardziel, obywatel

Fot. TRICOLORS/EAST NEWS WARSZAWA. 19.05.2022 Premiera ebooka Doroty Kosmickiej pt. Zawod: Producentka n/z: LINDA BOGUSLAW

Bogusław Linda kończy 70 lat „Przed komisją weryfikacyjną staje porucznik Franciszek Maurer…”, mówił z offu Zbigniew Zapasiewicz do rozpartego nonszalancko ubeka w pierwszej scenie filmu „Psy”. Był rok 1992 i szeroka widownia wydawała się dostrzegać Bogusława Lindę po raz pierwszy. Nic dziwnego – 13 wcześniejszych filmów z jego udziałem powędrowało na półki. A teraz dla samego aktora, dla polskiego kina i dla naszego życia publicznego otwierał się nowy rozdział. A przecież Linda zaczął się kręcić w filmowym świecie 20 lat przed „Psami”. Choć debiutował skromnie. W serialu „Czarne chmury” (1973) zagrał halabardnika. „Fantastyczna rola, zero odpowiedzialności – mówił po latach. Można pokazać rodzinie. Tu, w lewym rogu, jestem ja”. Kiedy jednak we wrocławskim przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego zagrał Hamleta, Andrzej Wajda z Agnieszką Holland poszli do garderoby z pytaniem, jak to możliwe, że do tej pory nie wiedzieli o jego istnieniu. Sam aktor wspominał, że ta rola dała mu pierwsze w życiu poczucie pewności siebie: „Że można trzy godziny być tak naprawdę jedyną osobą na scenie. Zagranie tej roli to wielki egzamin. Hamlet zostaje w aktorze na zawsze”. Krótko potem Agnieszka Holland dała mu niewielką rolę anarchisty w „Gorączce” (1980), gdzie samą swoją obecnością gasił smutnych rutyniarzy. A Wajda przeznaczył mu w tym samym roku rolę idealisty na posadzie operatora regionalnej telewizji w „Człowieku z żelaza”. Ten film trafił na ekrany, dostał nawet Złotą Palmę w Cannes, co było możliwe tylko w nieopisanym bałaganie, jaki panował w kraju latem 1980 r. Rzecz umknęła cenzurze, ponieważ dialogi kilku współscenarzystów, w tym Holland, pisało z dnia na dzień. Na plan filmowy, na Wybrzeże podsyłano je codziennie rano pociągiem z Warszawy. Zresztą myślenia kinem Linda nauczył się od Wajdy już wtedy, gdy jako dziecko oglądał w telewizji „Kanał”. Ale też wtedy, kiedy jako początkujący aktor, zakwaterowany w pokoiku przy Starym Teatrze w Krakowie, chadzał korytarzykiem do ubikacji, a z dołu ze sceny dobiegały kwestie z „Nocy listopadowej”, wystawianej tam właśnie przez Wajdę. No i zagrał jeszcze u Wajdy – na finał – malarza Władysława Strzemińskiego w „Powidokach” (2016). Tyle że wbrew Wajdzie, bo ten chciał uczynić z łódzkiego awangardzisty uniwersalną figurę artysty, który zmaga się z opresją władz. Tymczasem Linda interpretował Strzemińskiego szerzej. „To jest dla mnie bohaterstwo na polską miarę – tłumaczył. – Walczę z władzą, a w domu leję żonę”. Ale tego z kolei Wajda wolał w biografiach Strzemińskiego i Katarzyny Kobro nie dostrzegać. Dylematy inżyniera z Ursynowa Właśnie taką postać skrachowanego romantyka, inteligenta po przejściach proponowali mu w latach 80. Kieślowski, Zaorski, Bajon. I nie wiedzieć kiedy stał się twarzą „kina moralnego niepokoju”. Aż mu się przejadło. Po latach puentował: „Aktor podobnie jak samochód – szybko może się ludziom znudzić… Przyszedł taki moment, w którym miałem już dość ról inteligenckich. Czułem, że taki inteligent bez poważniejszych doświadczeń życiowych, targany idealistycznymi sprzecznościami to już nie jest bohater na nowe czasy. I to nie ja…”. Jak sam mówił, miał dość grania w kółko tego samego inżyniera z ciasnego mieszkanka w bloku na Ursynowie, który ciągle dostaje w dupę od systemu. Ale też pilnował proporcji. Po premierze „Psów” krytyka wybrzydzała: „Jaka filozofia, moralność, wizja świata stoi za jego filmem? Żadna! To tylko głupia bajka. Knajacka i zaściankowa”. A Linda prostował, że grając w „Psach”, ciągle tworzy „kino moralnego niepokoju”, tylko w nowej epoce. I tłumaczył: „Jako twórcy byliśmy zdegustowani rządzeniem »czarnych« w Polsce. Byłem po 13 filmach i wszystkie były na półkach. Po coś robiłem te filmy, ale nie po to, by w Polsce do głosu dochodziła obłuda”. Ostatecznie „Psy” były nie tylko czarnym filmem gangsterskim osadzonym w polskich realiach. Był to także film polityczny. Pakowanie teczek tajnych agentów przeznaczonych na spalenie kręcono na dziedzińcu gmachu MSW w czasach, kiedy resortem kierował Antoni Macierewicz. A on ogłosił właśnie listę polityków zarejestrowanych przez Służbę Bezpieczeństwa w roli tajnych współpracowników. W czerwcu tego samego 1992 r., kiedy „Psy” wchodziły na ekrany, afera związana z teczkami doprowadziła do upadku rząd Jana Olszewskiego. „Psy” zaetykietkowały Bogusława Lindę po raz wtóry. Linda twardziel! Z czasem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 27/2022

Kategorie: Kultura