Żołnierze US Army wytrzymują tylko dzięki środkom antydepresyjnym Czy Amerykanie kiedykolwiek wycofają się z Iraku? Wszystko wskazuje, że pozostaną w tym kraju na stałe. Do końca lipca dyplomaci Waszyngtonu zamierzają wynegocjować z władzami w Bagdadzie układ o „sojuszu strategicznym”, w praktyce likwidujący suwerenność Iraku. Rząd iracki otwarcie stwierdził 3 czerwca, że ma „inną wizję” tego traktatu. Premier Nuri Maliki i jego ministrowie usiłują się opierać, ale politycy w Bagdadzie prawdopodobnie będą musieli przyjąć warunki USA. Bez wojskowego wsparcia Stanów Zjednoczonych nie utrzymają się przecież u steru. Mandat Narodów Zjednoczonych dla amerykańskiej misji wojskowej w Iraku upływa z końcem bieżącego roku. Amerykanie zamierzają więc uzyskać inną legitymizację swej militarnej obecności nad Tygrysem. Szczegóły tajnego planu George’a W. Busha przedstawił brytyjski dziennik „The Independent”: Stany Zjednoczone chcą uzyskać prawo do utrzymywania w Iraku 50 baz wojskowych oraz do kontrolowania przestrzeni powietrznej tego kraju. Na terytorium Iraku Amerykanie pragną nadal toczyć „wojnę z terroryzmem”. To bardzo szerokie pojęcie. Oznacza prowadzenie wszelkich operacji wojskowych i aresztowanie obywateli irackich bez konieczności uzyskiwania zgody miejscowych władz. Amerykańscy żołnierze i cywilni kontraktorzy mają uzyskać immunitet prawny, czyli nie będą odpowiadać przed irackimi sądami. Kiedy zawierający te postanowienia traktat zostanie podpisany, prezydent George W. Bush ogłosi triumfalnie ostateczny sukces operacji w Iraku. Dzięki temu wzrosną szanse kandydata Republikanów na prezydenta, Johna McCaina, który zapewnia, że Stany Zjednoczone są w Iraku u progu zwycięstwa, a przedwczesne wycofanie wojsk okaże się niewybaczalnym błędem. Traktat o sojuszu strategicznym z Irakiem postawi też przed faktem dokonanym Partię Demokratyczną i jej kandydata do Białego Domu, Baracka Obamę. Ten ostatni zapowiada powrót amerykańskich żołnierzy do ojczyzny. Jeśli jednak administracja Busha narzuci Bagdadowi swą wizję aliansu, Obama nie będzie mógł dotrzymać obietnicy. Dlatego Demokraci domagają się, aby decyzję o traktacie z Irakiem przekazać Kongresowi. Oczywiście prezydent Bush i jego dyplomaci zapewniają, że suwerenność Iraku zostanie zachowana. Wiadomo jednak, że słowo suwerenność może mieć różną treść. Przekonał się o tym premier Maliki, który na początku 2007 r. sprzeciwiał się przysłaniu dodatkowych oddziałów US Army do swego kraju. Wszelkie jego protesty zostały zignorowane. Politycy iraccy obawiają się, że Stany Zjednoczone wykorzystają ich państwo jako bazę do wojny z Iranem. Napięcie między Teheranem a Waszyngtonem z powodu irańskiego programu atomowego wzrasta. Nie można wykluczyć, że do konfliktu zbrojnego, w którym weźmie udział także Izrael, dojdzie jeszcze w tym roku. Dlatego wizja potężnej armii amerykańskiej, na czas nieokreślony stacjonującej w Iraku, spędza sen z powiek perskich mułłów. Najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei, ostrzegł irackiego premiera, że obecność wojsk Stanów Zjednoczonych nad Tygrysem będzie przeszkodą blokującą „postęp i pomyślność Iraku”. Inny irański lider, Ali Akbar Haszemi Rafsandżani, uważany za umiarkowanego (oczywiście jak na warunki Republiki Islamskiej), stwierdził, że traktat, który proponują Stany Zjednoczone, oznaczać będzie stałą okupację, a Irakijczycy zostaną obróceni w „amerykańskich niewolników”. Społeczeństwo Iraku jest podzielone. USA mogą liczyć na poparcie Kurdów, którzy utworzyli na północy kraju autonomiczne państewko. Arabscy szyici i sunnici nie ufają sobie nawzajem. Jedynym przywódcą irackim, który może pokrzyżować amerykańskie plany, jest sędziwy ajatollah Ali al-Sistani, cieszący się ogromnym autorytetem wśród szyitów. Ale zajmuje się on bardziej studiowaniem Koranu niż problemami polityki, ponadto lęka się, że jeśli Amerykanie odejdą, sunnici, stanowiący elitę polityczną w czasach reżimu Saddama Husajna, znów zdobędą przewagę. Na razie rząd iracki opiera się, lecz w końcu zapewne przyjmie podstawowe warunki traktatu, chociaż negocjacje potrwają długo. Czy jednak oznaczać to będzie zwycięstwo Stanów Zjednoczonych? Sytuacja w Iraku w znacznym stopniu uspokoiła się. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy bieżącego roku zginęło „tylko” 179 amerykańskich żołnierzy. W tym samym okresie roku ubiegłego – 475. Z pewnością przyczyniła się do tego zmasowana obecność wojskowa Stanów Zjednoczonych – aż 151 tys. żołnierzy. Do tego dochodzą powoli nabierające zdolności bojowej rządowe siły
Tagi:
Jan Piaseczny









