Na własnej skórze przekonała się Irena Dziedzic, ile znaczy chrześcijańskie miłosierdzie w wydaniu Pawła Lisickiego. W listopadzie 2010 r. ta wybitna dziennikarka została w kierowanej przez niego „Rzeczpospolitej” sponiewierana w artykule „Dziedzic była TW”. Duszyczka prawicowego moralizatora nie miała z tym problemu. Przecież te kłamstwa nie bolały Lisickiego, lecz kogoś z drugiego sortu. I gdyby nie wyrok sądu, nic by się nie zmieniło. Nie byłoby przeprosin. Nawet po siedmiu latach. Morał z tego taki, że Lisickiemu dużo łatwiej przychodzi kłamstwo niż sprostowanie i przeprosiny. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj









