Eurochleb, deptak z gwiazdą, gadżety, hymny, przemowy Żywopłoty są przycięte pod linijkę, a pasy na jezdni jeszcze wilgotne od świeżej farby. Ekipa w kombinezonach z napisem „Ekociech” strzyże resztę trawy na skwerach. – Wiosna jak co roku – mówią mieszkańcy uzdrowiskowego miasteczka, które od maja zaczyna „puchnąć turystami”. Ale porządki w Ciechocinku chyba nie są do końca takie jak co roku. Właśnie posadzono niebieską rabatkę poprzetykaną 12 kupkami żółtych aksamitek. Jeśli pogoda dopisze, jest szansa, że niebieski odcień zakwitnie na 1 maja intensywną barwą. Przy deptaku też rejwach większy niż zwykle. Z unijnych środków montowane są na szybko latarnie. Wszystkich na sześciu kilometrach nie zdąży się postawić, ale 40 błyśnie tej nocy jasnym rządkiem. W księgarni wczoraj zeszła jak na pniu reszta unijnych flag: malutkie po 1,30 zł, duże po 39,90. – Cały rok człowiek przestawiał na witrynie, a teraz 300 sztuk było mało – mówi Barbara Lewandowska. – Nawet hurtownia dzwoniła, żeby oddać trochę z powrotem, a my jeszcze byśmy pohandlowali. Najbardziej szkoda maluchów. Pytają i płaczą. Dzieci w tutejszych szkołach są już po ostatnich próbach „Ody do radości”, którą zaśpiewają ubrane w białe bluzki na lokalnych uroczystościach. Poza tym cisza. Dworzec nie zmienia rozkładów, w kinie leniwy repertuar, a na słupach więcej obwieszczeń o szybkich kredytach niż o pierwszomajowych festynach. Każdy w Ciechocinku wchodzi do Unii jak mu pasuje, ze swoim słowem, gestem i swoim bagażem. Z łezką i marketingowo Radosław Woźny ledwie wczoraj przywiózł z Kancelarii Prezydenta flagę, którą za trzy dni wciągną na maszt, a już od rana pieli grządki przed Dworkiem Prezydenckim, który w nocy z 30 kwietnia na 1 maja będzie w Ciechocinku akcesyjnym miejscem numer jeden. Sekretarka już przepisała na czysto przemówienie, które na tę okoliczność napisał burmistrz miasta, Leszek Dzierżewicz. – Żadnych szałów – zaprzecza gospodarz, który tylko symbolicznie rozporządził podkreślić wyjątkowość nocy. Nie, burmistrz nie ma żadnych eurostrachów. Umowy i protokoły? W urzędzie barier językowych się nie boją, a na listy z unijnymi gratulacjami umieją odpowiedzieć we własnym zakresie. Może się boi odrobinę biuro promocji, które na rozwój ciechocińskiej turystyki dostało z PHARE 2,3 mln euro i nie dalej jak wczoraj szef biura, Wojciech Lebiedziewicz, otrzymał 500 stron wzorów raportowania wydatków. Zaraz po święcie trzeba będzie się dokształcać. Już gotowe są też wszystkie artykuły akcesyjnego numeru „Zdroju Ciechocińskiego”, m.in. o tym, jak tutejsza młodzież świadomie traktuje święto, opowiadając redaktorowi w wywiadzie że „swym młodzieńczym zapałem poruszą skostniałe struktury”. Ale numer wyjdzie dopiero tydzień po akcesji, bo trzeba jeszcze domontować fotoreportaż z podniesienia flagi w obecności stołecznych i miejscowych notabli. Do piekarni Polkorn przyjadą dziś nowe regały. Właściciel Jarosław Zieliński, choć o Unii mówi „zobaczymy”, wyczuł chwilę i do akcesji podszedł handlowo. W zakładzie właśnie trwa degustacja 20 chlebów z całej Europy, których wypiek zaraz rusza pełną parą. – To włoska ciabatta, austriacki rogalik, a taką kajzerkę jedzono na dworze Franza Josefa. Tu mamy chleb borodyński, według rosyjskich receptur, bawarski, wiedeński, królewski z rejonów Alp… – Jarosław Zieliński, który na etapie końcowego rozruchu opanowuje resztę niuansów, odkrawa z każdego po przylepce. Wszystkie smaki znał z książek i podróży, zanim jeszcze ludzie pomyśleli o akcesji. Tylko chrupiący chlebek euro, synteza receptur wschodnich i zachodnich, ze specjalnymi etykietami, które właśnie przyszły z drukarni, to absolutna nowość: – Synteza polega na tym, że zastąpiliśmy niemieckie pocienianie chemiczne swojską mąką razową. Zieliński się nie boi, że po 1 maja jego wypieki zaleje konkurencja, bo w ten biznes nie mieszają się kapitałowe fundusze. – No i Polak ma swoje smaki. Gdy na początku lat 90. zaatakowała nas francuska bagietka, zwariowaliśmy tylko na chwilę. A jak już naród się napróbował, zatęsknił za swoim i z bagietek musieliśmy zrezygnować. Adam Brzuszkiewicz, właściciel największej w okolicy lodziarni Miś, też w weekend czuwa nad handlem. Bo weekend to dla lodów, jak dla chleba, żniwa. Jeszcze cen nie podniesie, ale już codziennie musi w fakturach robić korekty, w takim tempie drożeje cukier. 1 maja w życie pana Adama raczej nic
Tagi:
Edyta Gietka









