Treningi zastępowania agresji uczą dzieci myśleć w tym krótkim czasie między zaciśnięciem pięści a uderzeniem człowieka Do nich trzeba mówić prosto. – Skąd się bierze złość? – Ela siada naprzeciwko tych wszystkich nastolatków, które trafiły tu z betonowych blokowisk. Po zapuchniętych oczach, takich czasem nieobecnych, widać, że intensywnie żyły. Milczenie. Mają problemy ze słowami. Niewiele ich znają. – Kiedy takie coś mam w sobie… – próbuje Krystian. – Takie coś… Nie wiem w sumie, jak to powiedzieć. – Z kory mózgowej to idzie. To jest w człowieku od tysięcy lat. Dokładnie nie wiem, ale już mamuty miały emocje – Adrian jest bardziej rozmowny. W terapii już kilkanaście miesięcy. Treningi zastępowania agresji, zwane ART, prowadzone przez fundację Karan uczą „złe” dzieci pozbierać myśli w tym krótkim czasie między wyciągnięciem pięści a uderzeniem człowieka. Krok po kroku, jak się uczy pisania. Bo one mają sumienie. – Tylko mają deficyt myślenia, takie wielkie dziury – mówi Elżbieta Łyczewska, trenerka ART. – Zanim zdążą pomyśleć, już zrobiły źle. Nie było w ich życiu nikogo, kto umiałby im to powiedzieć. Może matka nie miała czasu, może nie było babci z tym staroświeckim: synek, tak nie wolno. Tu uzupełniają te dziury. Stopklatka Jest wieczór, gdy w małej salce na ul. Grodzieńskiej w Warszawie, gdzie mieści się ośrodek dla tych, którzy się pogubili na poważnie, siadają na materacach, opierając głowy o ścianę. – Marta, jak wyglądasz, gdy się złościsz? – Jestem czerwona, zaczynam się pocić i zaciskam pięści, o tak – pokazuje dziewczyna w czerwonej bluzie z kapturem. – A gdzie mieszka złość? – Ela pyta tych dryblasów tak, jak się pyta dzieci, prosto. – W mózgu. – Adrian, mówisz pięknie. Dlatego musimy mózg jakoś uspokoić. Konrad, jak byś uspokoił mózg? Wyobraź sobie, że w sklepie podchodzi do ciebie ochrona i każe wyrzucić wszystko z kieszeni. Konrad próbuje: – Staram się pohamować to w sobie, żeby dalej się nie rozeszło. Mogę, no… powiedzieć w myślach: spokojnie człowieku, nic do nich nie masz. To jest ich robota, za którą biorą pieniądze. – Świetnie. To się nazywa monit – apel do wzburzonego mózgu: uspokój się, zobacz sytuację człowieka, który was złości. Ja też mam pracę, gdzie narażam się innym – tłumaczy Ela. – Muszę czytać wasze listy do domów. Wierzcie mi, że nawet listów własnej córki nigdy nie otwieram. A wasze muszę. Dlatego nie warto się nakręcać. To, czego nie umieją powiedzieć wprost matce, nauczycielowi w szkole, koledze na podwórku, odgrywają w ART. Wałkują scenki rozpisane krok po kroku. Konrad w domu zawsze głośno słuchał muzyki. Najbardziej go wkurzała matka, bo nie lubi basów. Wchodziła: „Wyłącz to, synu”. Aż się w nim kotłowało. Konrad odgrywa przed grupą scenkę: do pokoju wchodzi matka, on już ma wybuchnąć… To moment, gdy trzeba powiedzieć: „stopklatka”. Przecież zanim wybuchnie, może pomyśleć, że jest zmęczona po pracy. Udaje na środku sali, że ścisza muzykę. – Konrad, nagrodź się za to, co właśnie zrobiłeś – prosi Ela. Milczenie. Nigdy nie wpadnie na to, żeby pomyśleć o sobie ładnie. Za dużo zrobił złego. – A gdybyś za to samo miał nagrodzić Adriana? – Powiedziałbym, że jest dobry. – To powiedz sobie: jestem dobry. Ale wcale nie przychodzą tu z myślą: chcę być dobry. Przyprowadzeni przez „złych” rodziców, „złych” szkolnych pedagogów, „złych” sądowych kuratorów. Dopiero tu uczą się mówić dziękuję, czy pomyśleć, co matka może czuć. Trenują zwykle 18 miesięcy. – Ciągle powtarzają to samo – mówi Ela. – Aż przychodzi moment, że myślenie włącza się jak automat. To się musi wbić w pamięć. Oni mają niewielką lukę między bodźcem a reakcją. Trzeba ją maksymalnie wydłużyć. Nauczyć ich pomyśleć, zanim zaczną robić źle. Jak Adrian. Po 18 miesiącach treningu nie było siły, żeby się nie zakodowała mu w głowie ta stopklatka, zanim zacznie bić. Trochę w życiu narozrabiał. – Na ulicy podszedł do mnie jakiś cwaniaczek – opowiada przed grupą dzisiejszy dzień. – To,
Tagi:
Edyta Gietka