A jednak Soso przegrywa

Zapiski polityczne Dwa tygodnie temu napisałem o pośmiertnym, późnym zwycięstwie Soso, czyli Stalina, nad lęgnącą się na nowo demokracją polską. Nie miałem racji. Przepraszam, jeśli kogoś mój felieton uraził. Przegrałem – co przypominam – w Sejmie RP, a raczej w komisji sejmowej wniosek (poprawkę) do modyfikacji ustawy lustracyjnej, nakazujący, by zgodnie ze stosowną konwencją Rady Europy – uchwaloną pół wieku temu w Rzymie – rozprawy przed Sądem Lustracyjnym były jawne. Zarówno lewica, jak i prawica nie akceptowały mojej propozycji i wyglądało na to, że stalinowski obyczaj sądzenia tajnego, przy drzwiach zamkniętych, będzie nadal pielęgnowany starannie w polskim sądownictwie. O tym, jak starannie, świadczy fakt, że za wydrwienie tego zbrodniczego, w moim pojęciu, obyczaju ściga mnie teraz prokurator i proponuje trzy lata kryminału w zamian. Po napisaniu felietonu wyjechałem na tydzień do Strasburga, gdyż po wyborach przyznano mi ponownie miejsce w składzie delegacji Sejmu polskiego do Rady Europy. Wróciłem na samiutkie głosowanie i nie miałem nawet czasu, by się dowiedzieć, jaki jest dalszy los mojej poprawki, a już musiałem podejmować decyzję o tym, co poprzeć. Ku memu zdumieniu, okazało się, że posłowie zmienili stosunek do sprawy tajności sądzenia i ta poprawka – nieco zmodyfikowana, ale w istocie swej zgodna z moją intencją

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2002, 2002

Kategorie: Felietony