Mleko znowu się wylało. I to od razu jako kwaśne. Specjalistami od takich operacji są prokuratorzy z Instytutu Pamięci Narodowej. Najnowszy baniak z kwaśnym mlekiem ma nalepkę „śledztwo gibraltarskie” w sprawie śmierci gen. Sikorskiego. I kosztował podatników, bagatela, ponad 570 tys. zł. Choć z pewnością dużo więcej, bo przecież np. Zakład Medycyny Sądowej w Krakowie, który zrobił ekspertyzę, też miał koszty. Ktoś musi je ponieść. Wiadomo, kto! Ty, czytelniku podatniku. Trzy lata pracy katowickiego pionu śledczego z niespełnioną malarką, prokurator Ewą Koj, na czele to ciąg marnotrawstwa, megalomanii i niekompetencji. Pani Koj ma takie parcie na szkło i autopromocję, że spokojnie mogłaby zaistnieć jako autorka telenowel brazylijskich. Niestety dla prokuratury realizuje się właśnie w tej dziedzinie. Do czarnej legendy braku umiaru przejdą jej oświadczenia na profilu na Naszej Klasie, gdy na tle sarkofagu Sikorskiego zapowiadała odkrycie niezwykłej tajemnicy. Wszczęła więc śledztwo „w sprawie zbrodni komunistycznej”. To ulubiona formuła prokuratury katowickiej. Zastosowano ją również przy tłumaczeniu zeznań Alego Agcy, który usiłował zabić Jana Pawła II. Gdy są gigantyczne pieniądze, a nie ma żadnej kontroli, to hulaj dusza. Jeździmy po świecie. A to Rzym, a to Londyn, a czy Gibraltar niewarty jest delegacji? Gdzie tam Katowicom do nich? Wielbicieli IPN oburza
Tagi:
Jerzy Domański