Co jeszcze łączy Polaków

Co jeszcze łączy Polaków

To, co łączy ludzi, nie bierze się znikąd. Trzeba na to ciężko pracować Jesteśmy coraz bardziej podzieleni – trąbią wszyscy od lewa do prawa. I mają rację, bo w tym szalonym roku kłócimy się nie tylko o to, czy być z PiS, czy z anty-PiS, czy się szczepić, czy nie, czy wulgaryzmy na protestach są OK, czy noszenie maseczek ma sens – a wreszcie i o to, czy skuteczne udawanie, że się jest w domu podczas izolacji, „żeby sanepid się nie kapnął”, to przejaw godnego podziwu sprytu, czy żenującej głupoty. Czy tak już ma być zawsze? Czy teraz, gdziekolwiek się obrócimy, walić będziemy głową w ścianę opinii skrajnie odmiennych niż nasze? A może jednak wciąż nas coś łączy? Zapytałam o to kilkoro uważnych obserwatorów rzeczywistości. Prof. Paweł Łuków, filozof i etyk Mam wrażenie, że tym, co obecnie może nas jednoczyć, są w najlepszym razie sprawy przynależące do sfery prywatności lub sfery mikrozbiorowości, w których funkcjonujemy na co dzień. To mogą być rozmowy o dzieciach – albo w ogóle rzeczy dziejące się w ramach naszego wąskiego kręgu towarzyskiego bądź zawodowego. Nie widzę natomiast idei czy wartości łączącej nas w życiu publicznym jako obywateli Polski, czegoś, o co chcielibyśmy wspólnie zabiegać. Na moje oko jest to następstwo niewybaczalnego i trwającego od 30 lat zaniedbania edukacji obywatelskiej. Nie wiem więc, czy mogę powiedzieć tu coś pozytywnego. Nie mamy przecież nawet czegoś, co można by nazwać wspólnym językiem, służącym do rozmawiania o dzielących nas różnicach. To, co jedni nazywają faktem społecznym, drudzy nazywają ideologią. Przemoc w czasie manifestacji, która dla jednych jest nieszczęściem, dla drugich jest dowodem patriotyzmu. Niezależnie od tego, że się różnimy w poglądach, potrzebujemy wspólnych pojęć, aby móc świat opisywać, po to by go potem analizować i rozumieć. Po 1989 r. wiele osób myślało, że Polaków połączy tradycja, jakaś etniczno-historyczna wspólnota, w której się zamkną i odizolują od reszty świata. Obecny rząd jest spadkobiercą tego myślenia. Ale ta tradycja i wspólnota niespecjalnie chcą żyć w umysłach Polaków. Nie jest to sposób myślenia bliski młodzieży, której Jan Paweł II kojarzy się bardziej z memem w internecie niż z ideami etycznymi. Wiara środowisk konserwatywnych w samoistnie łączącą nas moc wydarzeń i osób z przeszłości okazała się płonna. Z kolei środowiska liberalne wierzyły, że demokracja da nam wspólne środowisko idei i język dyskursu publicznego. Wydawało się, że gdy nastanie demokracja, zrobimy się, chcąc nie chcąc, tolerancyjni, skłonni do dialogu, zdolni do wzniesienia się ponad własne urazy i gotowi do współpracy. Widzimy jednak, że to również się nie wydarzyło. To, co łączy ludzi, nie bierze się znikąd. To rzecz nabyta, na którą trzeba ciężko pracować. Prof. Stanisław Obirek, antropolog kultury Tym, co nas zabija, jest rosnąca polaryzacja, a może nawet tkwienie w informacyjnych bańkach, które stają się coraz bardziej nieprzemakalne. I doprawdy nie wiem, co odpowiedzieć na pytanie, co nas jeszcze łączy. Czuję się bezradny zwłaszcza wobec mojej byłej instytucji, czyli Kościoła katolickiego. I pomyśleć, że w 2002 r. wydałem, jako członek zakonu jezuitów, książkę „Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi”. Wtedy nas naprawdę wiele łączyło, i to nie tylko wierzących z niewierzącymi, ale również wierzących między sobą. Dzisiaj, po prawie 20 latach, trudno mi sobie wyobrazić zebranie tak różnych autorów i autorek, którzy zgodziliby się wystąpić w tej samej publikacji. A jeśli skorzystać ze świątecznych metafor, mam trudność z wyobrażeniem sobie wspólnej wieczerzy wigilijnej czy łamania się opłatkiem z ludźmi, których bez skutku od lat próbuję zrozumieć. Chodzi mi głównie o wybór polityczny i religijny. Jeden i drugi pozostaje dla mnie nie tylko zagadkowy, ale też niebezpieczny dla przyszłości kraju, w którym wspólnie żyjemy. Na pewno tym „czymś” nie będzie więc taktyczne przemilczanie rosnących różnic ani udawanie, że ich nie ma. Bo są – i właśnie one sprawiły, że młodzi ludzie tak licznie zaczęli po 22 października protestować na ulicach i formułować coraz bardziej zdecydowane hasła odmowy uczestniczenia w zmowie powszechnego zakłamania. Czyli nie świat pustych metafor religijnych będzie nas łączył, nie ostatecznie skompromitowana polityka – ani układanie się z najbardziej niszczącym dla kruchej polskiej demokracji Kościołem katolickim. Jedyne, co może nas połączyć, to obawa przed zniszczeniem wspólnego domu, jakim jest nasza planeta – zagrożona już nie tylko ociepleniem klimatycznym, ale i ciągle groźnym koronawirusem. Ten

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 52/2020

Kategorie: Kraj