Język za bardzo giętki

Język za bardzo giętki

Teraz każdy uważa, że jego sposób mówienia jest poprawny Rozmowa z prof. Andrzejem Markowskim – Podobno bardzo nie lubi pan “Klanu”. – To nieprawda. Mam tylko zastrzeżenia do słów piosenki nadawanej przed każdym odcinkiem. Jestem przekonany, że teraz wszyscy będą sądzili, że nowela to długi utwór, który ciągnie się i ciągnie, i skończyć się nie może. Bo przecież słyszymy, że “życie jest nowelą”. I że ludzie będą sądzić, iż poprawnie mówi się “pożalić się do kogoś” zamiast “pożalić się przed kimś albo komuś”. “Klan” to dla mnie zjawisko socjologiczno-językowe, jednocześnie przykład, ile dobrego czy złego może zrobić dla języka człowiek, który ma dostęp do środków masowego przekazu, do tego w programie, który jest tak oglądany. – Niedawno jeden z moich rozmówców powiedział – w życiu też ma pani trzy koła ratunkowe. Nawiązał w ten sposób do “Milionerów”, a ja pomyślałam, że gdybym nie znała tego teleturnieju, nie zrozumiałabym go. Czy rzeczywiście jest tak, że telewizja kształtuje nasz język? – Dla większości Polaków telewizja jest – jak wykazują badania – sposobem korzystania z kultury. Większość Polaków nie czyta książek. Podobno w co czwartym domu jest biblioteka większa niż 50 tomów. W co drugim domu nie ma żadnej książki. A telewizję się ogląda i słucha się jej. Wszystko, co przekazuje, wsiąka w nas. Język, który się tam słyszy, przenika do mowy większości Polaków. Kiedyś język kształtowała elita, ale teraz ma ona coraz mniejszy wpływ, bo wszyscy umieją czytać, pisać i oglądać telewizję. Dawniej polszczyznę kulturalną kształtowali tylko ci, którzy posługiwali się nią w mowie i w piśmie, czyli inteligencja. Ci, którzy mówili gwarami, mieli swój język, ci, którzy mówili gwarami środowiskowymi, na przykład gwarą robotniczą, mieli swój język. Oni nie pretendowali do tego, żeby mówić językiem ogólnopolskim. Jeżeli wchodzili do warstwy mówiącej językiem ogólnym, starali się do niej dostosować, także językowo. Teraz każdy uważa, że jego sposób mówienia jest poprawny. Nie ma wzorca wysokiego, nie dąży się do tego, by mówić językiem literackim, ogólnym. Ja tego nie oceniam, po prostu stawiam diagnozę. – A jak oceniają nasz język ci, którzy odwiedzają Polskę po pewnej przerwie? – Polacy przyjeżdżający z zagranicy zauważają, że za dużo jest wyrazów angielskich lub podobnych do angielskich. U nich przestrzega się, by obcych słów nie wplatać do języka. Potem przyjeżdżają do Polski, gdzie jest gorzej niż u nich. Wiele zapożyczeń to jawne anglicyzmy, na przykład czytam w gazecie, że na jakimś kanale pojawił się film na wodzie. Autor chciał powiedzieć, że rozlana ropa pozostawiła jakąś warstwę, błonę, no to użył słowa film. Takich wyrazów jest bardzo dużo. To zjawisko również powoduje, że polszczyzna jest zupełnie inna niż 20 lat temu. – Czy grozi nam europolszczyzna? Wygłosił pan nawet taki wykład. – Nie wiem. Ale nasz język coraz bardziej nasycony jest angielskim, a właściwie jego wersją amerykańską. Jest tak w pewnych strefach używania języka, na przykład w języku biznesu, ekonomii, w języku środków masowego przekazu i elektroniki. Czy te odmiany oddają istotę dzisiejszej polszczyzny? W dużym stopniu tak, ale trzeba pamiętać, że jeszcze nie wszyscy są biznesmenami czy dziennikarzami. – Od paru dni obowiązuje ustawa chroniąca język polski. Czy w używaniu obcych słów przekroczyliśmy granicę zdrowego rozsądku i ustawa była potrzebna? – Ustawa odnosi się tylko do polszczyzny w użyciu publicznym i w obrocie handlowym, w żadnym wypadku ustawa nie dotyczy prywatnego używania języka. Niedobrze, że wiele osób sądzi, że zakazuje w ogóle używania w języku polskim wyrazów obcych. A była konieczna, bo zaobserwowaliśmy, oczywiście nie tylko językoznawcy, że zaczęło się dziać coś niedobrego. Na wprowadzanych na polski rynek produktach, lekarstwach, towarach nie ma informacji w języku polskim, jak ich używać, do czego są przeznaczone. Tak więc jednym z głównych celów ustawy jest ochrona konsumentów. – Czy to nadużywanie obcych wyrazów jest formą dziecięcej choroby demokracji, także zachłyśnięciem się możliwością wolnego podróżowania? – To nie jest związane z demokracją, lecz z coraz silniejszą dominacją języka angielskiego. Producenci liczą, że napis w języku angielskim dotrze do większej liczby rynków na świecie. – A to, że wszystko jest euro albo eko, czy to pana drażni, czy śmieszy? – Czasem mnie to śmieszy, szczególnie, że nie wszyscy Polacy pozytywnie oceniają

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2000, 2000

Kategorie: Wywiady