Piłsudczycy i ich dyplomacja niemal do lata 1939 r. usprawiedliwiali aneksje III Rzeszy Analizowanie jeszcze po 70 latach przyczyn katastrofy wrześniowej byłoby w przypadku tego rozdziału historii najnowszej wyważaniem otwartych drzwi. Mało są jednak znane przedwrześniowe złudzenia naszej dyplomacji. Sięgnąłem po roczniki „Gazety Polskiej” z lat 1938-1939, jako oficjalnej trybuny Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN), drugiej obok Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR) organizacji społecznego poparcia dla władz sanacyjnych. Także roczniki prasowe mają pewną wartość dokumentalną. Z braku miejsca pozostawiamy na uboczu znaną tendencję antyradziecką pisma, ograniczając się do ukazania słabości gazety do III Rzeszy. Wyraźnie proniemieckie sympatie dochodziły w piśmie do głosu w różnej postaci. Czytelnik znajdował nie tylko szczególnie obfity i obszerny serwis artykułów i reportaży o Niemczech, lecz jednocześnie materiał z zasady o wydźwięku pozytywnym dla ustroju III Rzeszy. We wszystkich artykułach, które komentowały sprawę anszlusu Austrii przez Rzeszę 13 lutego 1938 r., nie znajdziemy ani słowa, które dawałoby czytelnikowi chociaż w formie delikatnej, ukrytej, do zrozumienia, że aneksje Hitlera stanowią wyraźny akt przemocy zbrojnej, zasługujący na solidarne potępienie i przeciwdziałanie. Polska była pierwsza w wypowiadaniu się aprobująco o anszlusie. Godne zaznaczenia jest przy tym, że ewolucja poglądów publicystów „Gazety” na sprawę anszlusu dokonywała się błyskawicznie. O ile 13 marca, w dzień wkroczenia Wehrmachtu do Wiednia, „Gazeta” w artykule „Zmienia się mapa Europy” pisała: „Można dociekać, ile w fakcie tym jest woli ludności Austrii, a ile potencjalnej przemocy ze strony Rzeszy”, to w artykule z 23 marca podsumowującym manewry Hitlera uznała za celowe całkowicie podpisać się pod zdaniem anonimowego członka rady byłego austriackiego Frontu Patriotycznego, że „najbardziej udane manifestacje za niepodległością Austrii (…) są czymś bardzo błahym i wszelkiej żywiołowości pozbawionym, w porównaniu z radością Wiedeńczyków, że Austria swą niepodległość straciła”. W komentarzu na temat anszlusu nie znajdziemy chociażby dyskretnie wyrażonej myśli o niebezpieczeństwie, jakie zabór Austrii krył w sobie dla pokoju światowego. Przeciwnie. W cytowanym już artykule z 13 marca 1938 r. czytamy: „Zapytanie idące z ust do ust w szerokiej opinii dotyczy zagadnienia, czy przebieg zdarzeń ostatnich dni rozgrywających się bezpośrednio między Wiedniem a Berlinem zagraża pokojowi (podkreślenie „Gazety”) w Europie. Na to pytanie odpowiedzieć można stanowczo negatywnie. Wojna Europie nie zagraża, nie widać jej zarzewia w związku z omawianymi przez nas wypadkami”. Poparcie propagandowe dla organizatorów anszlusu to kropla w morzu w porównaniu z bogactwem „argumentów”, jakie uwidoczniło się w „Gazecie Polskiej” po dokonaniu pierwszego rozbioru Czechosłowacji. Przez kilka tygodni, które poprzedziły monachijski wyrok, „Gazeta Polska” usiłowała wykazać, że „słuszność moralna jest po stronie Niemiec”. Po uprzednim otwarciu gościnnych łamów dla prześladowanych zwolenników Henleina zabrano się z kolei do opisywania „martyrologii” ludności polskiej za Olzą. „Gazeta Polska” wzorem prasy niemieckiej zaczęła nagle kilka tygodni przed Monachium alarmować czytelnika doniesieniami o „fali terroru i prześladowań”, jakiej poddawana jest ludność polska w Czechosłowacji, przy czym często powtarzanym zdaniem w informacjach od wysłanników specjalnych było stwierdzenie „Zaolzie broczy krwią”. Rzecz charakterystyczna – w „Gazecie Polskiej” nie spotyka się rozumowania, jakie dominowało w prasie zachodnioeuropejskiej przy usprawiedliwianiu Monachium, a które można streścić następująco: poważne okrojenie ziem czeskich było co prawda niesprawiedliwością wobec Czechosłowacji, jednak tylko takie posunięcie mogło uratować pokój. W komentarzach „Gazety” dominuje punkt widzenia, że to, czego dokonano na Czechosłowacji w Monachium, to naturalna operacja, przy czym ewentualne pretensje należy kierować nie do Hitlera, lecz do autorów traktatu wersalskiego, który stworzył takie „cudo”. Już 16 września w korespondencji z Berlina czytamy: „Koncepcja czechosłowackiego państwa narodowego w jego obecnych granicach była złudzeniem (w marcu 1939 r. złudzeniem nazwie „Gazeta Polska” w ogóle całą Czechosłowację – EG), którym można było się mamić dopóty, dopóki w Niemczech nie doszedł do władzy Hitler, który zdecydował, że wyzyska rzucone przez prezydenta Wilsona hasło samostanowienia narodów”. „Gazeta Polska” ukuła dla tragedii narodu czechosłowackiego specjalne określenie – „bankructwo fikcji” (24 września 1938 r.). Rzekome „bankructwo fikcji”
Tagi:
Eugeniusz Guz









