Kinga na Dhaulagiri

Kinga na Dhaulagiri

Po morderczym ataku Biała Góra uległa pierwszej Polce W niedzielę, 4 maja przed południem, dostaję SMS: „WLAZŁAM NA TĘ GÓRĘ 1 MAJA, JAKO TA PIERWSZA POLKA!”. „Ta góra” to Dhaulagiri (8167 m) w Himalajach, góra trudna i niebezpieczna, siódma co do wysokości na świecie. Po jej zdobyciu SMS spod szczytu wysłała Kinga Baranowska, najlepsza dziś polska alpinistka. Sprawdzam kanały w radiu i telewizji, przeszukuję internet – w niedzielę jeszcze nie było nigdzie żadnych informacji o tym, że Kinga pokonała górę. A sukces jest wielki. Dhaulagiri oparła się kiedyś samej Wandzie Rutkiewicz, dotychczas żadna Polka nie stanęła na jej wierzchołku. Wcześniej szczyt zdobyło 11 polskich wspinaczy, w tym dwóch zimą. Niestety, czterech z nich zginęło potem w górach. Wszyscy oni wchodzili na Dhaulagiri w ciągu 14 lat (1980-1994). Przez następne 14 lat nie udało się to nikomu z Polski, aż do teraz. O tym, jak poważne było to wyzwanie, świadczy fakt, że w grupie atakującej wraz z Kingą Baranowską szczyt śmierć poniosło dwóch wspinaczy, Hiszpan i Argentyńczyk. Tylko we dwie Ekspedycję na Dhaulagiri Baranowska zaczęła pod koniec marca. Gdy rozmawialiśmy przed wyjazdem, mówiła, że wyprawa jest dwuosobowa: towarzyszy jej o cztery lata starsza Katarzyna Skłodowska, lekarka, bardzo dobra alpinistka, niemająca jeszcze na koncie szczytu ośmiotysięcznego. – Tylko we dwie na taką górę? – zdziwiłem się. – Przecież najważniejsza jest motywacja – odpowiedziała Kinga. Jak widać, motywacji i determinacji jej nie zabrakło. To już czwarty ośmiotysięcznik młodej alpinistki (ur. w 1976 r.). Jest drobna, niewysoka (159 cm, 50 kg), nie może dźwigać zbyt ciężkich plecaków. Ale siła woli, energia, świetne przygotowanie kondycyjne, umiejętność aklimatyzacji na dużych wysokościach pozwalają jej organizować trudne wyprawy i zdobywać szczyty. Dhaulagiri atakowała w 2007 r. ze słowackim wspinaczem. Wycofali się 90 m poniżej wierzchołka, kontynuowanie wspinaczki oznaczało konieczność przymusowego biwaku w trudnych warunkach i byłoby zbyt wielkim zagrożeniem dla życia. Gdy tylko mogła, wróciła do Nepalu i powtórzyła atak, już w kobiecym składzie. Trudne początki Tej wiosny wielu wspinaczy ruszyło na Dhaulagiri. Oprócz Kingi i Katarzyny także ekipa męska z 45-letnim Arturem Hajzerem i 57-letnim Ryszardem Pawłowskim na czele, oraz wyprawa kierowana przez 58-letnią Annę Czerwińską, najsłynniejszą polską alpinistkę po śmierci Wandy Rutkiewicz na Kanczendzondze. Byli też wspinacze z Argentyny, Austrii, Czech, Hiszpanii, Rosji. Od początku wszystko szło źle. Bagaże części alpinistów z opóźnieniem przyleciały do Katmandu, silne wiatry i śnieg utrudniły marsz pod Dhaulagiri. – Wreszcie baza! Czujemy się, jakbyśmy co najmniej osiągnęły obóz II – relacjonowała zmęczona Kinga Baranowska. Po dotarciu do bazy zachorowała Katarzyna Skłodowska, leżała z gorączką, łykała antybiotyki. Kinga sama wyniosła w górę sprzęt, założyła I obóz na wysokości 5850 m i wróciła do bazy. Potem przyszło załamanie pogody. W końcu obie ruszyły w górę i 18 kwietnia założyły obóz II na 6800 m. Ale przebywający tam także Artur Hajzer zachorował, miał objawy obrzęku mózgu i musiały mu pomóc. Hajzer musiał zejść możliwie nisko. Kinga Baranowska wraz z czeskim alpinistą asekurowała go na drodze do obozu I. Potem, już późną nocą, wróciła do obozu II. Nocleg na tej wysokości nie przywraca sił, pogoda znów zaczęła się psuć. – Pijemy dużo płynów i przez to w nocy musimy wychodzić często z namiotu, wystawiać wiadomą część ciała na śnieg i mróz, a potem wracać do śpiwora z majtkami pełnymi nawianego śniegu – wspominała Katarzyna Skłodowska. Następnego dnia obie zeszły do bazy przeczekać załamanie pogody. Powyżej 7 tys. m wiatr wiał z prędkością 120 km/godz. – Nie jesteśmy w stanie niczego przyśpieszyć ani zmienić. Żadna karta kredytowa ani wpływowy znajomy na nic tu się nie zdadzą. Liczą się natomiast cierpliwość, wola walki, nieustająca motywacja, czyli „spręż” – relacjonowała Kinga. Siła sprężu Spręż się przydał, gdy przyszło „okno pogodowe”. Wątłe i niepewne – ale wystarczające, by międzynarodowa grupa wspinaczy ruszyła w górę. Nie wszyscy. Zdrowiejący Artur Hajzer odłożył szturm do 10 maja, Anna Czerwińska też zaplanowała atak na te dni. Ci,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2008, 2008

Kategorie: Świat