Kisiel jako „znak towarowy”

Kisiel jako „znak towarowy”

Kto ma prawo do spuścizny po Stefanie Kisielewskim? Rodzina czy spółka wydawnicza? Czy można wręczać Nagrody Kisiela wbrew jego rodzinie i większości członków kapituły wyróżnienia? Zdaniem Michała Lisieckiego, wydawcy tygodnika „Wprost”, można. Bo przecież to „Wprost” jest właścicielem „znaku towarowego” Stefan Kisielewski. To oświadczenie trzeba przeczytać kilka razy, a i tak człowiek nie uwierzy, że to, co mówi Lisiecki, nie wzięło się z kabaretu. Kisiel jako „znak towarowy” ma swojego właściciela i jest już, jak mówią Ślązacy, po ptokach. Tak będzie i już. I niech Jerzy Kisielewski, syn Stefana, nie narzeka. Chciało się kapitalizmu, to jest. A że dziki i absurdalny? Czy w Polsce coś może być normalne? Przecież zawsze znajdzie się ktoś lepiej wiedzący, komu przyznać Nagrodę Kisiela. A Lisiecki wie, bo sam do niej kandyduje. Razem z m.in. Tomaszem Wróblewskim, naczelnym „Wprost”, Andrzejem Dudą, Jarosławem Kaczyńskim, Viktorem Orbánem i Markiem Falentą, facetem, który zorganizował podsłuchy w warszawskich knajpach. Jerzy Kisielewski i kapituła nagrody, by odciąć się od hucpiarzy z „Wprost”, założyli Fundację im. Stefana Kisielewskiego. Od 2015 r. sami wręczają Nagrody Kisiela. Wojna jednak trwa, bo prawnicy „Wprost” grożą im procesem. Po co zaraz proces? Zamknąć syna Kisielewskiego i kapitułę, to odechce im się mieszać przy „znaku towarowym”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2016, 2016

Kategorie: Przebłyski