Kobieta inżynier…

Kobieta inżynier…

Dlaczego na polskich uczelniach nie ma osób odpowiedzialnych za równy status kobiet i mężczyzn? „Proszę pani, jest tyle kierunków humanistycznych, po co pani tu przyszła?”. „Pani będzie bardzo dobrą żoną. A wie pani dlaczego? Bo mężczyzna powinien mieć przewagę intelektualną nad swoją kobietą” – choć mogłoby się wydawać, że dziś w świecie nauki takie stwierdzenia nie mogłyby paść, to jednak wciąż zdarzają się na uczelniach. – To chyba nie do końca są docinki w celu poniżenia kogokolwiek, po prostu ten pan ma taki styl prowadzenia zajęć. On to traktował pewnie jako formę żartu, ale domyślam się, że sama studentka rozbawiona nimi nie była – przypomina sobie student Politechniki Wrocławskiej, który był świadkiem takich wypowiedzi. Seksistowskie komentarze rzadko wymierzone są personalnie w którąś ze studentek. To zwykle rzucone gdzieś w powietrze stwierdzenie, że obecne w sali wykładowej panie przyszły na uczelnię szukać męża. Nikt za to nie twierdzi, że student przyszedł na uczelnię, aby znaleźć żonę. Większość uczelni zachodnich ma w swoich zarządach osoby odpowiedzialne za równy status kobiet i mężczyzn. Czasem jest to pracownik administracji, czasem – przedstawiciel samorządu studenckiego. Na polskich uczelniach na próżno szukalibyśmy takiej osoby. Czy oznacza to, że jest tak dobrze, że żadne instytucjonalne rozwiązania nie są potrzebne, czy po prostu jest to kwestia ignorowana przez uczelnianych decydentów? Stulecie Politechnika Warszawska przyjmuje kobiety od roku akademickiego 1915/1916. Ich obecność najpierw pomijano: Zygmunt Straszewicz, pierwszy rektor uczelni, rozpoczynał mowę inaugurującą rok akademicki słowami: „Panowie! Niewątpliwie każdy z was, siedząc na ławie szkoły średniej, marzył o swobodzie akademickiej…”. Panie, zapewne, nie siedziały, nie marzyły, a zatem nawet słów powitania nie warto było do nich kierować. Tuż przed wojną kobiety stanowiły ok. 8,5% wszystkich studentów PW, a od lat 60. ok. 20% i do dziś ta proporcja jest podobna. – Do nielicznych wyjątków należą wydziały, których profil jest bardziej ekonomiczny lub przyrodniczy niż techniczny, tam dziewczyny stanowią ponad połowę studentów – informuje Ewa Pawlak, członek Parlamentu Studentów PW, studentka V roku Wydziału Transportu. Sama nie miała wątpliwości, gdzie zdobywać wykształcenie: w jej przypadku studia na technicznych wydziałach PW to tradycja rodzinna, od trzech pokoleń kończą je i kobiety, i mężczyźni. Na Uniwersytecie Warszawskim kobiety to ok. 58% studentów. Coraz częściej są też nauczycielami akademickimi. To jednak, jak twierdzi prof. Magdalena Środa, wynik nie tyle przemian społecznych, ile marnych zarobków. – Mężczyźni odchodzą do lepiej płatnych zawodów, bo bycie wykładowcą jest po prostu nieopłacalne – zdradza. Wolniej następują przemiany w uniwersyteckich władzach. Pierwszą kobietą rektorem w historii polskiego szkolnictwa wyższego była Maria Joanna Radomska – w latach 1981-1987 rektor SGGW. Na czele Uniwersytetu Warszawskiego od 2005 r. stoi prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow, która od 2008 r. jest także szefową Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. W kwietniu 2008 r. prof. Maria Nowicka-Skowron z Politechniki Częstochowskiej została pierwszą kobietą rektorem uczelni technicznej. To jednak wciąż tylko ułamek spośród dziesiątek polskich uczelni wyższych. Poczucie humoru? Większość historii o wykładowcach źle traktujących dziewczyny funkcjonuje raczej na zasadzie wydziałowych anegdot. Te same opowieści o wykładowcy, który dziewczynie w ciąży powiedział „proszę wchodzić pojedynczo” i o profesorach, którzy do studentek mówią per „kotku” – krążą po różnych wydziałach, uczelniach, a nawet miastach. Co jednak, kiedy odnajdujemy w nich ziarno prawdy? Piotr Kozakiewicz, absolwent Szkoły Wyższej Warszawskiej, wspomina profesora od historii powszechnej. – Miał specyficzne poczucie humoru. Stwierdzenie „Drogie panie, z bagnetem można zrobić wszystko, ale nie na nim usiąść” nie każdemu musi się wydać zabawne… Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu jeden z najbardziej uznanych autorytetów w dziedzinie prawa ubezpieczeniowego regularnie raczy swoich słuchaczy wątpliwej jakości dowcipami o kobietach. Ewa Pawlak przyznaje, że studentki na jej wydziale bardziej się starają, bardziej przykładają do zajęć, chcąc udowodnić, że kobieta inżynier – to wciąż inżynier, wbrew wątpliwościom tradycyjnie nastawionych wykładowców. I to widać chyba na każdym wydziale. – To raczej nie jest kwestią wymagań, które są im stawiane, po prostu same sobie chcą udowodnić, że potrafią zrobić więcej niż ich koledzy – twierdzi. Jednak nigdy nie zetknęła się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2009, 2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau